Dywidendy coraz bardziej ważą na opłacalności inwestycji w spółki. Coraz więcej spółek definiuje swoją politykę dywidendową – i coraz liczniejsi inwestorzy wybierają do portfeli spółki płacące dywidendy. Lokaty bankowe przestały przynosić realne zyski, sprawiła to inflacja. Przegrywają z nią także obligacje skarbowe, ich bezpieczeństwo jest wprawdzie gwarantowane przez państwo, lecz czy ono, zadłużone, jest bezpieczne? Bank centralny osłabia złotego, straszy ujemną stopą procentową. Dobra opinia obligacji korporacyjnych została zszargana przez GetBack z pomocą Idei Banku. Rozsądek radzi trzymać się z daleka od kryptowalut i wszelkich piramid inwestycyjnych. Giełda też nie jest wolna od ryzyka, lecz spółki dywidendowe często są bardziej odporne na kaprysy koniunktury.
Dywidendom dotkliwie brakuje silnego wsparcia państwa. Zarabia ono na nich, ściągając wysoki podatek. Wprawdzie mogą go uniknąć posiadacze kont emerytalnych (IKE, IKZE), lecz są ograniczani limitami wpłat. Bywały czasy, że państwo chętnie pobierało dywidendy ze spółek z jego udziałem, uważało je za „dojne krowy" – lecz jego rządy w tych spółkach nie sprzyjają ich dochodowości za sprawą beztroskiego marnotrawstwa pieniędzy obracanych na cele jaskrawo sprzeczne z interesem spółki i jej pozostałych inwestorów.
W ostatnich latach w polityce państwa widzę oznaki niepokojącego odwrotu od sympatii dla dywidend. Polityk I, wyznawca wyższości własności państwowej nad prywatną, widzi w spółkach z udziałem państwa (nawet mniejszościowym!) „dobro narodowe mające służyć całemu społeczeństwu". Owszem, niech wszystkie spółki dbają o swoich interesariuszy, lecz niech przy tym mają na uwadze, że istnieją dzięki inwestorom. Polityk II martwi się, że spółki „zbyt często dzielą się zyskiem z akcjonariuszami". Zdarzało mu się wyrażać dezaprobatę dla faktu, że z kraju „wypływają" dywidendy wypłacane zagranicznym inwestorom.
Polityk III, już na odwyku od stanowisk, otwarcie manifestował niechęć do dywidendy i sprawił, że spółki w jego gestii znaczniej zmniejszyły zyski. Polityk IV, dziś w drugim szeregu, wolał zablokować podział zysku spółki między akcjonariuszy, przenosząc go na kapitał zakładowy, co wzbogaciło fiskusa podatkiem, ale na lata pozbawiło spółkę zdolności emisyjnej. Członkini RPP sugerowała, by dywidendy zasilały budżet, a nie „prywatne kieszenie".
Niechęć polityków do dywidend i dążenie do ich redukcji dotkliwie godzą w budżet pasący się podatkiem od dywidend. Godzą w akcjonariuszy inwestujących w spółki w nadziei na udział w zysku. Godzą w efektywność spółek skłanianych do stawiania polityki ponad gospodarką. Godzą w giełdę żyjącą z obrotu akcjami spółek. I w rynek kapitałowy potrzebujący impulsów pobudzających napływ kapitału.
Skoro tak wiele problemów podpina się pod racje narodowe, wskazane byłoby ogłosić Narodowy Program Dywidendy. Parcie na dywidendę ani nie psuje rynku, ani nie krzywdzi spółek, raczej skłania je do troski o wzrost efektywności (nie znam przypadku, by spółka wpadła w kłopoty za sprawą rozsądnych dywidend!). Nie krzywdzi też Skarbu Państwa zasilanego wpływami z należnych mu dywidend, podatkiem od dywidend płaconych pozostałym inwestorom oraz podatkiem od zysku coraz bardziej dochodowych spółek. Nie krzywdzi także interesariuszy korzystających z owoców rozwoju gospodarki. Nie przekreśla dobrze przemyślanych zamierzeń inwestycyjnych.