Wyraźnie poprawiła się sytuacja na rynku pracy. Dwa kolejne miesiące z rzędu stworzono po blisko milion nowych etatów, stopa bezrobocia spadła do poziomu 5,4 proc., przyspieszyły wynagrodzenia. Co istotne z punktu widzenia polityki pieniężnej i rynków finansowych, mocno podskoczyła inflacja (do 5,4 proc. na głównym wskaźniku). Spowodowało to wyraźną zmianę nastawienia przedstawicieli Fedu na znacznie bardziej jastrzębie oraz przybliżenie perspektywy ograniczenia zakupów aktywów w ramach programu QE (tapering). Sprzyja to poprawie pozycji dolara na rynku walutowym. Sądzę, że z taką sytuacją powinniśmy mieć do czynienia przez kolejne dwa–trzy miesiące.
Trwający od kwietnia silny trend spadkowy rentowności (wzrostu cen) obligacji skarbowych USA – dość zaskakujący w warunkach przyspieszającej inflacji – z początkiem sierpnia osłabł. Prawdopodobnie trwale się odwrócił. Od dłuższego czasu spadkową tendencję rentowności najbezpieczniejszych papierów w skali globalnej rozpatrujemy jedynie jako korektę silnych zwyżek obserwowanych jesienią i zimą, a nie jako zmianę długoterminowego trendu.
Kontynuacji wzrostu rentowności sprzyjać powinno stopniowe wychodzenie Fedu z polityki QE (początek nastąpi jeszcze w tym roku). Tym bardziej w sytuacji, gdy podtrzymana zostanie erozja siły pieniądza (inflacja) jako czynnik wybitnie negatywny dla instrumentów o stałym oprocentowaniu. A tego wbrew ocenom większości spodziewam się w dalszej części roku. Wraz ze spadkiem popytu zgłaszanego przez bank centralny ceny amerykańskich obligacji będą spadać (rentowności rosnąć), bo obecnie tylko dzięki aktywności Fedu i skrajnej nadpłynności na rynkach finansowych są one tak ekstremalnie – bazując na przeszłości i względem całokształtu sytuacji gospodarczej i poziomu inflacji – nisko.
Dla walut rynków wschodzących (EM) ogółem, złotego w szczególności, to bez wątpienia zła wiadomość. Może oznaczać przedłużenie okresu ich słabości względem walut G7. Złoty nie ma ostatnio dobrej passy i nie jest w stanie zyskać, nawet gdy teoretycznie pozwalają na to warunki, tj. gdy sentyment dla EM lokalnie się poprawia. Polska waluta utrzymuje się w rejonie najniższych cen od kwietnia, kiedy trwała trzecia fala Covid-19. Co gorsza, nie widać czynników, które na dłuższą chwilę mogłyby poprawić jej pozycję. Trudno znaleźć przesłanki wskazująca na to, że do końca roku dojdzie do poważniejszego (powyżej 5 proc.) umocnienia złotego.
Krótkoterminowo, wraz ze zbliżaniem się wyroku Sądu Najwyższego ws. kredytów walutowych (2 września), z uwagi na dużą niepewność i ryzyko związane z tą decyzją, złoty może podlegać zwiększonej presji sprzedażowej. Osłabi się na pewno, gdy werdykt będzie niekorzystny dla sektora bankowego. Wyprzedaż przyjmie większe rozmiary, jeśli nastroje globalne będą nadal sprzyjały aprecjacji dolara i wychodzeniu z inwestycji na rynkach wschodzących. A tego właśnie należy się spodziewać, biorąc pod uwagę wskazane wcześniej powody (rynek obligacji).