Na światowym szczycie klimatycznym w Katowicach przedstawiciele polskiego rządu bronią planowanej inwestycji w nowy blok węglowy w Elektrowni Ostrołęka. Jest to o tyle trudne, że na konferencji pojawia się wiele apeli o dekarbonizację energetyki i całkowite odejście od paliw kopalnych, które emitują najwięcej gazów cieplarnianych. Tymczasem okazuje się, że – jak wynika z naszych informacji – jedna z koncepcji zakładała, że nowy blok będzie opalany gazem. Uzasadnione było to niższą emisją CO2 i rosnącą dywersyfikacją dostaw gazu do Polski. Rząd postawił jednak na węgiel.
Solidarność europejska
Budowa siłowni w Ostrołęce pochłonie 6 mld zł brutto. Projekt realizują wspólnie dwie kontrolowane przez Skarb Państwa spółki energetyczne – Enea i Energa. Minister energii Krzysztof Tchórzewski przekonywał w Katowicach, że projektowana elektrownia jest związana ze zobowiązaniem energetycznej synchronizacji Litwy, Łotwy i Estonii z Unią Europejską. – Są pewne cele, które niekoniecznie z punktu widzenia naszego interesu ekologicznego i gospodarczego byłyby dla nas najważniejsze, ale to jest pewna solidarność europejska. Bez nas, bez Finlandii, bez Szwecji kraje bałtyckie nie mogłyby się zsynchronizować z UE – argumentował Tchórzewski.
Po tych słowach na ministra wylała się fala krytyki organizacji ekologicznych. – Według naszej wiedzy dokument twierdzący, że nowy blok w Ostrołęce jest konieczny dla synchronizacji z krajami bałtyckimi, po prostu nie istnieje. Gdy zawiodły inne argumenty, minister Tchórzewski sięga po nowe, irracjonalne uzasadnienie jego budowy – ripostuje Diana Maciąga ze Stowarzyszenia Pracownia na rzecz Wszystkich Istot.
Nasz surowiec?
Inwestycji w Ostrołęce broni natomiast Arkadiusz Siwko, który w tym roku na krótko zagrzał fotel prezesa Energi. – Dla Energi inwestycja ma uzasadnienie ze względu na zapotrzebowanie na prąd. Trudno się też dziwić, że rząd stawia na węgiel, skoro to nasz rodzimy surowiec. Tak dzieje się na całym świecie, że kraje wykorzystują w pierwszej kolejności własne zasoby – zaznacza Siwko. Ma jednak pewne zastrzeżenie. – To, na co radziłbym zwrócić uwagę, to wydatkowanie środków w ramach tej inwestycji. Projekt nie jest realizowany w skupisku wielkomiejskim i wymaga szczególnego nadzoru – dodaje tajemniczo, ale tematu nie chce rozwijać.
Z argumentem o dostępności własnych surowców nie zgadza się część ekspertów. – Wydobycie polskiego węgla z roku na rok spada. Jeśli powstanie nowy blok, to naszego węgla po prostu nie wystarczy dla krajowej energetyki i będziemy musieli go importować, głównie z najbliższego kierunku, czyli z Rosji – twierdzi Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego. Sceptyczni wobec inwestycji są także giełdowi analitycy. – Zakładam, że ostatecznie blok zostanie wybudowany. W mojej ocenie zmniejsza to wartość zarówno Enei, jak i Energi, bo istnieje bardzo duże ryzyko, że inwestycja okaże się nieopłacalna, przede wszystkim z uwagi na wysokie koszty emisji CO2, ale też duże nakłady inwestycyjne. Jednakże w mojej ocenie to ryzyko jest na tyle stare i dobrze znane, że rynek już najprawdopodobniej zdyskontował fakt budowy tego bloku – twierdzi Paweł Puchalski, analityk Santander BM.