W poprzednich tygodniach podtrzymywaliśmy tezę sugerującą, że mimo wszelkich wątpliwości nadal warto trzymać się trendu wzrostowego dominującego w branżach takich jak chemikalia i metale. Niestety, w przypadku szeroko pojętego budownictwa sprawa przedstawia się zupełnie inaczej. I nie chodzi tu o to, że nie warto trzymać się trendu, lecz o to, że ów trend nie jest wzrostowy.
Na początek rzućmy okiem na wykres oficjalnego giełdowego indeksu WIG-Budownictwo. W ostatnich tygodniach doszło tu do niekorzystnych rozstrzygnięć, a ich źródło leży jeszcze w wydarzeniach z września ub.r. Wtedy to indeks branżowy zrezygnował z walki o pokonanie szczytu z kwietnia 2010 r., po czym zaczął się równomiernie osuwać. O ile początkowo oznaczało to trend spadkowy jedynie w średnim terminie, to w lutym br. tendencja ta nabrała większego wymiaru. Indeks przebił bowiem dołek z końca 2009 r. i znalazł się najniżej od maja 2009 r. W takiej sytuacji trudno mówić o tym, że w sektorze panuje jeszcze hossa.
[srodtytul]Siła relatywna systematycznie w dół[/srodtytul]
To jak słabo prezentuje się giełdowa „budowlanka”, jeszcze lepiej widać w zestawieniu z utrzymującym się od ponad dwóch lat trendem wzrostowym na całym rynku. Siła relatywna WIG-Budownictwo względem WIG opadła do poziomu najniższego od ponad pięciu lat. Innymi słowy, całkowicie zniwelowana została przewaga, jaką firmy budowlane wypracowały w ciągu kilkunastu miesięcy zakończonych euforycznym rajdem na wiosnę 2007 r. (który był napędzany przez informacje o przyznaniu Polsce prawa organizacji Euro 2012).
Co prawda WIG-Budownictwo ma tę cechę (wadę?), że – podobnie jak inne oficjalne giełdowe indeksy – jego skład cechuje się dość silną koncentracją (trzy największe spółki: Polimex, PBG i Budimex, mają w nim ponad 56 proc. udziału), ale w tym przypadku zmiana konstrukcji indeksu branżowego niestety niezbyt zmienia opisane mało optymistyczne wnioski. Obliczany przez nas indeks nieważony (liczony na podstawie dziennych średnich zmian kursów, czyli innymi słowy oparty na założeniu, że po każdej sesji udziały poszczególnych spółek są wyrównywane) także sprawuje się słabo. Niedawno przebił dołek z połowy 2010 r. i zmierza w szybkim tempie do minimum ze stycznia 2010 r. Także tu widać zdecydowaną rozbieżność z tendencją na całym rynku – główne indeksy są bowiem w pobliżu rekordów hossy.