Wczoraj oficjalnie dowiedzieliśmy się, że nie będzie spotkania Trumpa z Putinem z Budapeszcie, którego przedmiotem miały być rozmowy na temat zakończenia wojny na Ukrainie. Wygląda na to, że prezydent USA obawia się porażki swoich działań, przez co woli wykonać unik, ale de facto zwiększa szanse na wygraną przeciwnika. Analogiczną narrację mamy z Chinami - w końcu zeszłego tygodnia Trump kontynuował politykę "łagodzenia" napięcia, a po rozmowie Bessenta z Lifengiem mieliśmy nawet deklarację, że 1 listopada nie będzie sztywną datą, jeżeli chodzi o wprowadzenie dodatkowego 100 proc. cła na Chiny. Wczoraj już było inaczej - Trump postraszył, że jak nie uda mu się porozumieć z Xi, to cła wejdą w życie (co realnie będzie oznaczać stawkę w wysokości 155 proc.) - a dzisiaj rano agencje cytują słowa prezydenta, który stwierdził, że w ciągu dwóch tygodni będzie rozmawiał z Xi o wielu istotnych sprawach, ale nie wie, czy do spotkania w Seulu faktycznie dojdzie. Powtórzył też wczorajszą formułkę o cłach. Jak to interpretować? Administracja USA ma świadomość, że to spotkanie może być bardzo trudne i okazać się dyplomatyczną porażką dla Amerykanów. To potwierdza też tezę, że to Chiny kontrolują sytuację od momentu, kiedy zdecydowały się poinformować resztę świata o planach wdrożenia reglamentacji eksportu metali ziem rzadkich. Dlatego Trump się waha i mocno się obawia. Amerykanie nie mają mocnych argumentów wobec Chin, a straszenie dodatkową, 100 proc. stawką celną, może finalnie bardziej zaszkodzić amerykańskiej, niż chińskiej gospodarce (chociaż obie na tym stracą).
Niepewność, co do scenariuszy relacji USA-Chiny przed kluczową datą 1 listopada, może zwiększać w najbliższych dniach nerwowość na rynkach. Teoretycznie może być to częściowo przykryte przez pojawiające się głosy o bliskim końcu goverment shutdown w USA - dwa dni temu wspomniał o tym doradca ekonomiczny Białego Domu, Kevin Hasset, a wczoraj przedstawiciel republikańskiej większości w Senacie, John Thune - chociaż jednocześnie Donald Trump stanowczo odrzucił propozycje spotkań z politykami Demokratów.
W środę robi się nieco nerwowo na bardziej ryzykownych aktywach. Nadal dużą zmienność notują w ostatnim czasie kryptowaluty, wczoraj doszło też do załamania na kruszcach, chociaż dzisiaj popyt mocno skontrował nacierającą podaż. Indeksy na Wall Street pozostają jednak przy szczytach w oczekiwaniu na kolejne publikacje z sezonu wyników w USA i to może tłumaczyć dlaczego dolar pozostaje relatywnie silny. Para EURUSD pozostaje wokół 1,16 po zejściu w te okolice wczoraj wieczorem. W przestrzeni FX najsłabszy jest dzisiaj rano funt za sprawą niższego odczytu inflacji - we wrześniu CPI pozostała przy 3,8 proc. r/r, a bazowa CPI cofnęła się do 3,5 proc. r/r. Niemniej rynek widzi realne szanse na cięcie stóp przez Bank Anglii w grudniu. Na przeciwnym biegunie są zyskujące waluty Antypodów i korona norweska, co raczej nie potwierdzałoby obaw, co do dominacji niepewności na rynkach w kolejnych dniach, choć teraz zagadek na rynku robi się nazbyt dużo. Nadal w centrum zainteresowania pozostaje jen, który dzisiaj próbuje się stabilizować. Na rynki zaczynają napływać informacje o planach nowej premier Japonii, co do pakietu stymulacyjnego dla gospodarki, który miałby przekroczyć 90 mld USD, choć skierowany bardziej na inwestycje technologiczne w przemyśle. Z zapowiedzi wynika też, że rząd Takaichi ma podjąć działania zmierzające do ograniczenia inflacji.
EURUSD z próbą zejścia poniżej 1,16
Obserwowane dzisiaj zejście EURUSD poniżej bariery 1,16 było krótkie, co może podbijać znaczenie wsparć przy 1,1572 (szczyt z kwietnia b.r.) i 1,1540 (dołki sprzed kilkunastu dni). Rynek faworyzuje dolara, na co wpływ mogą mieć spekulacje wokół zakończenia goverment shutdown, czy wciąż silne indeksy na Wall Street. Niemniej pole do ruchu może być ograniczone, gdyby za kilka dni okazało się, że jednak Trump rzeczywiście nie spotka się z Xi w Seulu, a dodatkowe cło na Chiny w wysokości 100 proc. zostanie wprowadzone z 1 listopada.
Wykres dzienny EURUSD