Od kilku sesji mocno rośnie kurs akcji spółki Toya, będącej jednym z największych w Polsce sprzedawców narzędzi ręcznych i elektronarzędzi. Jeszcze dwa tygodnie temu walory można było kupić po około 4,4 zł. We wtorek ich cena przekraczała nawet 6 zł.
Odstąpienie od umowy
Jednym z powodów zwyżki jest odstąpienie firmy MaxCom (zajmuje się produkcją i sprzedażą urządzeń telekomunikacyjnych) od umowy, na mocy której Toya miała nabyć 20,1 proc. jej akcji. Grzegorz Pinkosz, prezes giełdowej spółki, podaje, że jest to następstwo braku zgody na propozycję MaxComu, aby zwiększyć wycenę nabywanego pakietu w stosunku do pierwotnie określonej. Obecnie Toya nie prowadzi rozmów o nabyciu tych udziałów. Nie poniosła też żadnych kosztów w związku z odstąpieniem od umowy.
Nie oznacza to jednak, że spółka rezygnuje z przejęć. – W ocenie zarządu jednym z elementów dającym możliwości dalszego rozwoju grupy jest m.in. realizacja projektów akwizycyjnych. Spółka poszukuje i analizuje potencjalne cele akwizycyjne, natomiast obecnie nie prowadzi negocjacji z żadnym z podmiotów – mówi Pinkosz.
Co z zyskiem?
Zwyżka kursu akcji spółki Toya może też być rezultatem oczekiwań na dywidendę. W czerwcu zwyczajne walne zgromadzenie zdecydowało m.in. o wypłacie po 0,36 zł na akcję. Część akcjonariuszy głosowała przeciwko tej uchwale i zażądała zaprotokołowania sprzeciwu. Jednym z nich był Jan Szmidt, największy udziałowiec spółki i wiceprzewodniczący rady nadzorczej. Złożył do sądu pozew o stwierdzenie nieważności uchwał dotyczących dywidendy.
W tej sytuacji Tomasz Koprowski, jeden z większych udziałowców spółki Toya i członek rady nadzorczej, który jest za wypłatą dywidendy, wniósł o zwołanie walnego zgromadzenia i podjęcie uchwały o ustanowieniu go pełnomocnikiem spółki w sprawie z powództwa Szmidta. W ubiegłym tygodniu akcjonariusze przegłosowali uchwałę w tej sprawie. Koprowski i Szmidt nie odpowiedzieli na żadne nasze pytania dotyczące powstałego sporu.