Gorączka złota ogarnęła inwestorów

Złoto to bez wątpienia hit inwestycyjny ostatnich miesięcy. Zarobku na błyszczącym kruszcu szukają nie tylko profesjonalni inwestorzy, ale również zwyczajni ciułacze. Czyżby nadchodziły złote czasy? A może na naszych oczach rodzi się kolejna bańka spekulacyjna?

Publikacja: 17.10.2009 10:06

Gorączka złota ogarnęła inwestorów

Foto: GG Parkiet

Co do złota jedno można stwierdzić z całkowitą pewnością – kto kilkanaście miesięcy temu zaryzykował inwestycję na rynku tego kruszcu, dziś z pewnością nie żałuje. Z niewielu ponad 700 dolarów za uncję rok temu, złoto poszybowało obecnie do przeszło 1000 USD/lb. Dla inwestora oznacza to stopę zwrotu ponad 40 proc. Biorąc pod uwagę niedawny krach na światowych giełdach akcji oraz globalne przeceny obligacji trudno uznać ten wynik za nieatrakcyjny. Pytanie brzmi, co dalej czeka rynek złota?

[srodtytul]Bezpieczna przystań[/srodtytul]

Inwestycja w złoto, jako taka, ma niewątpliwe zalety. Wśród klasycznych atrybutów wymienia się na przykład ujemną korelację z rynkiem akcji. Jest to argument, z którym właściwie trudno dyskutować, dowodów jest bowiem sporo. W 1997 r., gdy przez Daleki Wschód przetoczył się tak zwany kryzys azjatycki, a lokalne rynki akcji traciły po kilkadziesiąt procent, ceny złota w miejscowej walucie w ciągu pół roku wzrosły z 8500 do niemal 16 500 tajskich bahtów za tonę. Nie inaczej sprawy miały się podczas kryzysu rosyjskiego z 1998 r. czy meksykańskiego z 1995 r. Nawet 11 września 2001 roku, gdy po zamachach na WTC indeksy akcji w USA straciły 9 proc., ceny złota poszybowały w górę o prawie 7 proc.

Wprawdzie zabezpieczenie przed perturbacjami na rynkach finansowych to ważna zaleta, ale jednak inwestorzy kochają złoto przede wszystkim za ochronę przed inflacją. Podczas gdy waluty nieustannie tracą na wartości, cenna siła nabywcza złota pozostaje stabilna. Według szacunków, w ciągu ostatnich 40 lat siła nabywcza dolara skurczyła się o około 80 proc., a tymczasem koszyk dóbr, które jesteśmy w stanie kupić za uncję złota, wzrósł pięciokrotnie. Dość powiedzieć, że cena typowego samochodu Forda w USA wzrosła z 850 dolarów w 1908 roku (Ford Tin Lizzy) do 36 900 dolarów w 2009 roku (Ford Modeo). Jego wartość w złocie pozostała niezmieniona – 42,5 uncji za sztukę.Chodź powyższe argumenty to bezdyskusyjne zalety błyszczącego kruszcu, to jednak tym razem za gorączką złota stoją inne czynniki.

Ceny dóbr w gospodarce rynkowej to wypadkowa gry dwóch czynników – popytu i podaży. W przypadku złota – oba w ostatnim czasie sprzyjały wzrostom. Wyczerpujące się zasoby i problemy wewnętrzne w krajach Afryki, która była do tej pory jednym z największych producentów złota, sprawiły, że wydobycie tego kruszcu w ostatnich latach zmniejszyło się (obecnie największym producentem złota są Chiny). Ze względu na wyczerpywanie się zasobów naziemnych złota koszty jego wydobycia wciąż wzrastają. Obecnie około 65 proc. złota pochodzi bezpośrednio z wydobycia, a resztę uzyskuje się ze źródeł wtórnych.

[srodtytul]Dolar traci siły[/srodtytul]

Tyle o podaży. Przyjrzyjmy się stronie popytowej. O tym, że zwyżkom cen złota sprzyjać będzie obecny kryzys gospodarczy, nie trzeba nikogo przekonywać. Wystarczy rzut oka na wykresy, by zauważyć, że inwestorzy traktują błyszczący kruszec jako bezpieczną przystań na niepewne czasy i zawsze windują jego ceny w okresach finansowych perturbacji. Tym razem jednak w grę wchodzi również kilka dodatkowych czynników.

Najistotniejszy z nich to ciążąca nad Stanami Zjednoczonym groźba inflacji. Olbrzymie ilości pieniądza wpuszczone do amerykańskiej gospodarki przez bank centralny prędzej czy później będą musiały odbić się czkawką i spowodować przecenę dolara. Dodatkowo, narastające zadłużenie największej gospodarki świata grozi rychłą monetyzacją, co zapewne przełoży się na dalsze obniżenie wartości amerykańskiej waluty.Deprecjacja dolara oznaczałaby wzrost cen złota nie tylko dlatego, że historycznie korelacja obu aktywów jest wyraźnie ujemna. Coraz częściej mówi się również, że dolar może utracić swój status światowej waluty.

Miałoby to dwojakie konsekwencje. Po pierwsze, światowa gospodarka musiałaby znaleźć jakiś zastępczy środek płatniczy. Złoto to obok euro czy juana naturalny pretendent na to stanowisko. Po drugie, popchnęłoby to banki centralne do wymiany rezerw z dolarowych na złotowe. Nawiasem mówiąc, na taki krok powoli decydują się obecnie Chiny, które niedawno zakomunikowały, że podwoiły swoje rezerwy w złocie, które obecnie wynoszą 1054 tony. Co ciekawe, stanowi to wciąż zaledwie 1,6 proc. wszystkich rezerw Państwa Środka, podczas gdy na przykład USA utrzymują w tym kruszcu 78,3 proc. rezerw, a Niemcy 69,5 proc. Co oznaczałoby to dla złota, gdyby Chiny chciały pójść drogą zachodnich gospodarek, nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Niewykluczone, że już wkrótce banki centralne na świecie po raz pierwszy od wielu lat przestaną być źródłem podaży, a staną się źródłem popytu na złoty kruszec.

[srodtytul]Instytucje wkraczają do gry[/srodtytul]

Powyższe rozumowanie jest z pewnością przekonujące, ale ma jedną poważną wadę: stanowi uzasadnienie notowań dolara na absolutnie każdym poziomie cen. Innymi słowy można by je przywoływać, argumentując dalszy wzrost cen zarówno obecnie, jak i w momencie, gdy cena złota sięgnie 2000, 3000 czy nawet 4000 dolarów za uncję. Analitycy będą wciąż przytaczać te same frazesy, a inwestorzy ani się obejrzą, gdy na rynku wyrośnie nam nowa bańka. Wśród części znawców obawy co do pęczniejącego bąbla spekulacyjnego pojawiają się już obecnie. Powodem jest nie tylko wszechobecna popularność złota – niepokojem napawa również struktura popytu na błyszczący kruszec. Według raportów serwisu gold.org, udział popytu według wagi generowanego przez inwestorów wzrósł z 19 proc. w 2007 r. do 47 proc. w pierwszej połowie 2009 r. Zmiana w strukturze popytu dokonała się między innymi dzięki pojawieniu się nowego gracza na rynku – funduszy klasy Exchange Traded Funds. ETF to notowane na rynkach jednostki funduszy otwartych, których portfele zwykle naśladują określone benchmarki – w tym przypadku ceny złota. Jeszcze w 2003 r. ETF „produkowały” tylko około 1,5 proc. światowego popytu. Obecnie wartość ta urosła do niemal 30 proc.

Spróbujmy pokusić się o ocenę, czy na rynku złota jest obecnie „drogo” i rzućmy okiem na historyczne statystyki. W ujęciu realnym ceny złota znajdują się obecnie najwyżej od prawie 25 lat, ale wciąż daleko im do szczytu z lat 80. ubiegłego wieku. Innymi słowy obecnie jest dość drogo, ale bywało już dużo drożej. Gdyby notowania złota miały znaleźć się na wysokości z przełomu lat 70. i 80., musiałyby poszybować w górę o kolejne 800 USD. Pytanie brzmi, czy złoto znów ma szansę zawędrować na takie poziomy?

Główną determinantą cen kruszcu jest inflacja w USA. Obecnie amerykański CPI przejawia wprawdzie tendencje deflacyjne, jednak gdy wpompowane w ramach planów ratunkowych do gospodarki pieniądze dadzą o sobie znać, tendencje te powinny szybko się odwrócić. Wówczas kolejne rekordy cen złota nie powinny być dla inwestorów zaskoczeniem.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?