[[email protected]][email protected][/mail]
Dalekie od prawdy byłoby stwierdzenie, że miniony miesiąc spełnił pokładane w nim nadzieje. Owe nadzieje wynikały nie tylko z faktu, że bliskość szczytów hossy prowokowała do ich pokonania i kontynuacji hossy. Oczekiwania były tym bardziej wygórowane, że zwykle początek roku przynosi silną zwyżkę notowań zwaną efektem stycznia.
Jak widać na wykresie zbudowanym przez nas na bazie uśrednionego zachowania WIG w przeszłości, pierwsza połowa stycznia statystycznie jest udana dla posiadaczy akcji – przez pierwsze 11 sesji nowego roku indeks zyskiwał w przeszłości średnio 3,2 proc., jeszcze zwiększając zyski z grudniowego „rajdu św. Mikołaja”.
[srodtytul]Odchylenie na minus od normy[/srodtytul]
Tegoroczna rzeczywistość okazała się niestety znacznie mniej korzystna od tego historycznego modelu. Początek miesiąca zamiast “efektu stycznia“ przyniósł dość zaskakujący rozwój wydarzeń w postaci dynamicznego wybicia w dół z grudniowej stabilizacji. W najgorszym momencie WIG znalazł się 3,3 proc. poniżej szczytu hossy. Co prawda później nadeszło równie silne odbicie i udało się nawet nieco poprawić rekord trendu wzrostowego (48371 pkt), ale zapał kupujących szybko okazał się słomiany. Ostateczny wynik tych zmagań – spadek WIG o 0,7 proc. – jest zdecydowanym rozczarowaniem na tle historii.