Od korekty do zmiany trendu na spadkowy wciąż daleka droga

Dopóki WIG przebywa powyżej wsparcia na wysokości listopadowego dołka, dopóty szanse na nowe szczyty hossy, a przynajmniej na utrzymanie się trwającej od kilku miesięcy stabilizacji są większe niż groźba rozpoczęcia długotrwałej tendencji spadkowej. Za umiarkowanie optymistycznym scenariuszem przemawia również sytuacja gospodarcza

Aktualizacja: 27.02.2017 01:54 Publikacja: 26.02.2011 02:52

Tomasz Hońdo

Tomasz Hońdo

Foto: Archiwum

Ostatnie dwa tygodnie na rynkach akcji przyniosły dość nietypowy rozwój wydarzeń. Najpierw ceny akcji na GPW niejako wyprzedzająco mocno spadły (17 lutego WIG znalazł się na poziomie najniższym od prawie sześciu tygodni), co można było tłumaczyć narastającymi obawami przed korektą spadkową na rosnącej od tygodni Wall Street. Kiedy owa korekta za oceanem faktycznie zgodnie z tymi obawami później wystartowała (22 lutego), inwestorzy na GPW zareagowali dla odmiany wyjątkowo spokojnie. WIG praktycznie nie pogłębił już dołka, a nawet zaczął podejmować nieśmiałe próby odbicia.

Oczywiście trudno byłoby jednak zakładać, że?utrzymanie cen akcji na GPW na obecnych poziomach będzie możliwe w razie dalszego pogłębienia korekty w USA. Ewentualny kolejny atak podaży na Wall Street dla GPW oznaczałby zagrożenie spadkiem WIG poniżej dołka z początku stycznia (46 416,3 pkt). Poziom ten jest bowiem wciąż w bezpośrednim sąsiedztwie indeksu.

Dalszy sposób postępowania wobec tego zagrożenia zależy w dużym stopniu od ogólnej filozofii inwestowania. Uczestnicy rynku zdający się na prognozowanie przyszłości mają zapewne sporo dylematów dotyczących tego, czy np. gwałtowne zmiany polityczne w Afryce Północnej przeniosą się na inne kraje arabskie i jak będzie to wpływało na rynki. Tutaj możliwe scenariusze są zarówno skrajnie pesymistyczne (kryzys naftowy), jak i optymistyczne. Jest też jednak podejście alternatywne do wróżenia przyszłości – reagowanie na fakty. Na takim właśnie podejściu bazuje np. analiza techniczna, która wysyła sygnały, kiedy na rynku dzieje się coś ważnego, a niekiedy coś potencjalnie może dopiero się wydarzyć (a w wielu przypadkach wcale się ostatecznie nie wydarza).

[srodtytul]Warunki konieczne pesymizmu[/srodtytul]

W tym kontekście warto się zastanowić, do czego musiałoby dojść na warszawskim parkiecie, by należało uznać, że sytuacja wymyka się spod kontroli i zaczyna być naprawdę niebezpieczna dla posiadaczy akcji – nie w perspektywie paru sesji, lecz wielu miesięcy. W takim ujęciu jako niebezpieczne wydarzenia należałoby traktować szczególnie takie sygnały, które jeszcze nie?miały miejsca w trakcie trwającej od wiosny 2009?r. hossy.

[srodtytul]Który poziom wsparcia ważniejszy?[/srodtytul]

Mając to na uwadze, przyjrzyjmy się, po pierwsze, wspomnianej kwestii ewentualnego przebicia przez WIG styczniowego dołka. Po jego ewentualnym sforsowaniu (co może być obecnie kwestią jednego dnia) indeks znalazłby się najniżej od ok. trzech miesięcy. Z jednej strony byłoby to wydarzenie nieczęste w trakcie hossy, co kazałoby posiadaczom akcji baczniej się przyglądać sytuacji. Z drugiej, już zdarzało się, że WIG był najniżej od trzech miesięcy (np. przed rokiem), ale nie była to wówczas zapowiedź kontynuowania przeceny. Przebicie styczniowego dołka nie byłoby więc sygnałem każącym z dużą wiarą i godnością powątpiewać w trwałość wielomiesięcznej hossy.

Załóżmy teraz hipotetycznie, że WIG przebija ów dołek. Wówczas kolejnym poziomem wsparcia byłoby minimum z końca listopada ub.r. (45 284,4 pkt) wraz z położonymi symbolicznie niżej dołkami z października (45 227,7 – wszystkie te wartości są ustalone według cen zamknięcia). Ten poziom wsparcia wydaje się już znacznie bardziej wart uwagi. Powód jest taki, że po jego ewentualnym sforsowaniu WIG znalazłby się najniżej od co najmniej pięciu miesięcy. Tak długi okres, o jaki cofnąłby się indeks, byłby już czymś zupełnie wyjątkowym jak na hossę. Do czegoś takiego jeszcze nie doszło od wiosny 2009 r., tak więc gdyby bastion byków w postaci listopadowego dołka upadł pod naporem podaży, byłby to sygnał przeradzania się trendu bocznego z ostatnich miesięcy w trend spadkowy.

[srodtytul]W miarę wiarygodny sygnał[/srodtytul]

Co więcej, pojawiłaby się wówczas groźba (choć nie gwarancja) załamania trendu wzrostowego w długim (wielomiesięcznym) horyzoncie. Aby to zobrazować, sprawdziliśmy, jak wyglądałyby na przestrzeni ostatnich ośmiu lat wyniki prostej strategii zakładającej sprzedaż akcji (a konkretnie – koszyka akcji zgodnego ze składem WIG) w momencie, gdy indeks spada do pięciomiesięcznego minimum. Jak się okazuje, w latach 2003–2007 jedynie dwa razy zdarzyło się, że WIG ustanawiał co najmniej pięciomiesięczny dołek. Pierwszy tego rodzaju sygnał był co prawda zupełnie błędny (pojawił się  w wyniku gwałtownej realizacji zysków w czerwcu 2006 r., po czym WIG z impetem zaczął odrabiać straty), ale za to drugi już trafnie ostrzegał przed nadchodzącą dramatyczną bessą (pojawił się w listopadzie 2008 r., czyli prawie rok przed kulminacyjną falą kryzysu finansowego w USA).

Skoro spadek do pięciomiesięcznego minimum jest zjawiskiem tak rzadko spotykanym i potencjalnie niebezpiecznym (świadczącym o rosnącej przewadze podaży), to ewentualne przebicie listopadowego dołka należałoby traktować w kategoriach załamywania się hossy. Oczywiście nie byłaby to gwarancja pojawienia się czarnego scenariusza, ale na giełdzie nie ma żadnych gwarancji i bezbłędnych metod prognostycznych.

[srodtytul]Prosty model odwrócenia tendencji[/srodtytul]

Dodając do tej analizy jeszcze inne długoterminowe narzędzie – roczną średnią kroczącą – można dojść do „zgrabnego” modelu końca hossy i początku bessy. Jeśli cofniemy się ponownie pamięcią do jesieni 2007 r., to wówczas ustanowienie co najmniej pięciomiesięcznego dołka (wówczas był to nawet dołek ośmiomiesięczny) nastąpiło tuż po przebiciu wspomnianej 12-miesięcznej średniej. Owa średnia jest tu warta uwagi, ponieważ wcześniej od maja 2003 r. nie została ani razu naruszona. Taki model byłby o tyle istotny, że po ewentualnym przebiciu listopadowego dołka WIG znalazłby się już całkiem blisko rocznej średniej (dotąd od lipca 2009 r. nie została ona ani razu przebita). Gdyby i to wsparcie pękło, mielibyśmy już podwójnie wiarygodny techniczny sygnał do pośpiesznego ucinania rosnących strat z akcji (lub ratowania dotychczasowych papierowych zysków).

Teraz czas na kluczowe dla tych rozważań zastrzeżenie. Pisanie o przebiciu wsparć i końcu hossy nie powinno sprawiać wrażenia, że taki scenariusz jest najbardziej prawdopodobny (bazowy). Dopóki do tych niepokojących zdarzeń nie dojdzie (a przecież wcale dojść nie musi w razie odzyskania sił przez kupujących na Wall Street), jako bardziej prawdopodobne należy?traktować utrzymanie dotychczasowych tendencji, a więc długoterminowego trendu wzrostowego oraz średnioterminowego trendu bocznego.

[srodtytul]Fundamenty (jeszcze) sprzyjają[/srodtytul]

Owe zastrzeżenie jest tym istotniejsze, że wciąż wiele przemawia za zwyżkami cen akcji?w perspektywie dłuższej niż kilka tygodni, jeśli chodzi o czynniki fundamentalne. Aby to zobrazować, odwołajmy się do najnowszego odczytu indeksu instytutu Ifo odzwierciedlającego nastroje wśród niemieckich przedsiębiorców. Jak już pisał „Parkiet”, wskaźnik ten właśnie ustanowił nowy rekord (od zjednoczenia Niemiec) na poziomie 111,2 pkt. Chociaż tak wysoki poziom?może się wydawać niebezpieczny (bo jest ryzyko, że nie ma już zbytnio pola do dalszej poprawy), to jednak trudno też byłoby się upierać, że rynek akcji stracił fundamentalne wsparcie – przecież koniunktura gospodarcza u naszego największego partnera handlowego jest bardzo dobra.

Groźba narodzin trendu spadkowego na giełdzie w skali wielu miesięcy byłaby realna dopiero wówczas, gdyby również wskaźniki typu Ifo zaczęły wykazywać oznaki załamywania się pozytywnych tendencji. Jeśli cofniemy się znów pamięcią do 2007 r., to pierwsze spadki cen akcji na GPW (w połowie roku) pojawiły się, gdy indeks Ifo był już na poziomie najniższym od dziewięciu miesięcy i przebijał 12-miesięczną średnią kroczącą. Bessa na dobre ruszyła (na jesieni), kiedy wskaźnik nastrojów przedsiębiorców za naszą zachodnią granicą ustanawiał kilkunastomiesięczne minima. Pod tym względem obecna sytuacja (kiedy ustanawiane są nowe rekordy) jest zupełnie odmienna i ciągle sprzyja raczej nowym szczytom na rynku akcji niż pogłębianiu dołków. Podobnie zresztą sprawa się ma, jeśli chodzi np. o wskaźnik PMI obrazujący koniunkturę w polskim przemyśle. Co prawda tutaj już doszło do spadku od szczytu (w odróżnieniu od indeksu Ifo), ale od jednego miesiąca zniżki do powstania trwałej tendencji spadkowej jeszcze daleka droga.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?