Nowe dołki – okazja inwestycyjna czy raczej przestroga?

Chociaż indeksy warszawskiej giełdy są ciągle o krok od rekordów hossy, to każdego tygodnia w tabeli notowań znaleźć można walory, których kursy wbrew ogólnej tendencji pogłębiają dołki. Czy takie pozostające w tyle za rynkiem akcje to dobra okazja inwestycyjna?

Aktualizacja: 27.02.2017 00:51 Publikacja: 14.03.2011 02:16

Tomasz Hońdo

Tomasz Hońdo

Foto: Archiwum

Przeglądając zamieszczoną przykładowo w czwartkowym wydaniu „Parkietu” tabelę notowań, znaleźć można było aż 16 czerwonych strzałek symbolizujących nowe, co najmniej 52-tygodniowe lub historyczne minima (w drugim wypadku chodzi o firmy, które są na parkiecie krócej niż 52 tygodnie, a więc o stosunkowo niewielkim, mało reprezentatywnym stażu), z czego w tej pierwszej kategorii (52-tygodniowe dołki) znalazło się 14 firm (Black Lion NFI, Delko, Erbud, ERG, FAM, Farmacol, Gant, GTC, Helio, Intersport Polska, Paged, SKOK, Yawal, Zremb).

[srodtytul]Dwie konkurencyjne strategie[/srodtytul]

Oczywiste jest, że tego rodzaju akcje pozostają daleko w tyle za rynkiem i nie cieszą się powodzeniem u inwestorów. Pytanie brzmi: czy owa niechęć może być – zgodnie z filozofią kontrariańską (czyli zakładającą działanie wbrew opinii większości) – zachętą do kupowania takich taniejących walorów w nadziei na rychłe odbicie? Być może skoro panuje hossa, to akcje mocno odstające w dół od rynkowej normy z czasem staną się atrakcyjne i zaczną nadrabiać zaległości?

A może należałoby raczej posłuchać konkurencyjnej filozofii podążania za trendem (ang.: trend following) i jak ognia unikać tego typu papierów, bo?nowe minima to dowód na ich słabość, która przecież nie musi?zniknąć z dnia na dzień? Taka?strategia przestrzega przed inwestowaniem w akcje znajdujące się w trendzie spadkowym.

Aby odpowiedzieć na te kluczowe ze strategicznego punktu widzenia pytania, przyjrzeliśmy się spółkom, które od początku 2010 r. notowały nowe roczne minima. W wyniku żmudnej obróbki danych znaleźliśmy 58 walorów, które ustanowiły 52-tygodniowe dołki od początku 2010 r. do pierwszych dni września (Dlaczego tylko do września? By od tego czasu do tej pory minęło przynajmniej pół roku na potrzeby naszych obliczeń). Pominęliśmy przy tym akcje o niskiej płynności (takie, w wypadku których często nie dochodzi do jakichkolwiek transakcji w ciągu dnia) oraz te, które nowe minima ustanawiały, nie będąc na giełdzie przynajmniej od roku. Z oczywistych powodów nie braliśmy też pod uwagę akcji, które dołki pogłębiały w wyniku odjęcia praw poboru (w tym gronie znalazł się na przykład Boryszew).

[srodtytul]Minimów nie brakuje[/srodtytul]

Owe 58 walorów to aż kilkanaście procent wszystkich akcji notowanych na GPW, co może być zaskakujące, biorąc pod uwagę, że od ponad dwóch lat mamy formalnie hossę na warszawskim parkiecie. Pokazuje to, jak ważny jest właściwy dobór spółek do portfela. Nietrafione inwestycje, zwłaszcza przy niewielkiej dywersyfikacji portfela, to przepis na pozostanie w tyle za rosnącym rynkiem.

Zgodnie z logiką najwięcej ustanawianych po raz pierwszy w minionym roku 52-tygodniowych minimów zanotowaliśmy wtedy, kiedy rynek akcji przeżywał ciężkie chwile, czyli w maju i czerwcu 2010 r. (gdy inwestorzy obawiali się o losy krajów peryferyjnych strefy euro). W tych dwóch miesiącach łączna liczba nowych dołków sięgnęła 33, co stanowiło ponad połowę tego typu przypadków w całym badanym przez nas okresie.

[srodtytul]Kupować...[/srodtytul]

Co wynika ze zgromadzonych przez nas danych? Sprawdziliśmy, jak notowania pechowych spółek zachowywały się w ciągu pół roku po ustanowieniu po raz pierwszy 52-tygodniowego minimum, a następnie uśredniliśmy te zmiany. Jak widać na wykresie, wyniki obliczeń zdają się przemawiać raczej na korzyść pierwszej z wymienionych na początku strategii, czyli zachęcającej do kupowania taniejących walorów. Najpierw przez pierwsze dwa tygodnie od ustanowienia rocznego minimum kursy przeciętnie stały w miejscu, praktycznie nie pogłębiając już spadków. Potem do głosu zaczynali dochodzić kupujący, którzy w ciągu ok. trzech miesięcy byli w stanie wywindować notowania średnio o ok. 10 proc.

Czyli można przyjąć na bazie tych danych, że pokazujące się w tabeli notowań nowe roczne dołki to sygnał do kupowania taniejących akcji? Niestety, rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana od takiego prostego stwierdzenia. Świadczy o tym kilka faktów.

[srodtytul]...czy nie kupować?[/srodtytul]

Po pierwsze, jak wynika z naszych obliczeń, wspomniane zwyżki, przeciętnie biorąc, były podobne do wzrostu WIG w tym samym czasie. Po ok. 100 dniach kalendarzowych zmiany kursów i indeksu były, statystycznie, identyczne. Innymi słowy, kupowanie akcji notujących nowe 52-tygodniowe minima nie przynosiło żadnych ponadprzeciętnych zysków, a więc trudno uznać, by była to strategia warta zachodu. Po drugie, jak widać na wykresie, po ok. trzech miesiącach potencjał zwyżkowy omawianej grupy spółek praktycznie się wyczerpywał i znowu zostawały one w tyle za rynkiem.

Na tym jeszcze nie koniec problemów. Chociaż uśrednione przez nas zmiany kursów?wyglądają (przynajmniej w pierwszych trzech miesiącach) nie najgorzej, to jednak analiza poszczególnych spółek pokazuje, że od tego ogólnego schematu zdarzały się poważne odchylenia, zarówno na plus, jak i na minus. Zbadana przez nas grupa podzieliła się dokładnie na pół – połowa walorów pół roku po ustanowieniu 52-tygodniowego minimum była notowana wyżej, druga połowa – poniżej pierwotnego poziomu.

Innymi słowy, kupując akcje ustanawiające roczne minimum, musimy być przygotowani na to, że nasze szanse na zyski będą przypominały wyniki rzutu monetą – prawdopodobieństwo zysków było w minionym roku dokładnie równe prawdopodobieństwu strat. To sugeruje, że omawiana strategia jest bardzo chwiejna i zależna od przysłowiowego ślepego losu.

[srodtytul]Zwycięzcy...[/srodtytul]

Podczas gdy wspomniana „szczęśliwa” połowa badanej grupy dała zarobić w ciągu pół roku ponad 30 proc., to połowa pechowa przyniosła prawie 20 proc. straty. Można by mnożyć przykłady zarówno „zwycięzców”, jak i „przegranych”. Z jednej strony zdarzały się spektakularne zyski związane z akcjami kupowanymi na poziomie rocznych minimów. Należał do nich np. Optimus. Ustanowienie przez jego kurs rocznego dołka w maju 2010 r. okazało się niemal idealnym momentem do kupna akcji. Przez kolejne cztery miesiące notowania wystrzeliły o ponad 160 proc. w górę, a po niecałych 10 miesiącach cena akcji była prawie siedem razy wyższa niż początkowo! Inny przykład to Police – tutaj twarde dno trendu spadkowego zostało ustanowione kilka dni po zanotowaniu rocznego minimum, po czym notowania rozpoczęły trwający do tej pory silny trend wzrostowy.

[srodtytul]...i przegrani[/srodtytul]

Są też jednak przykłady odwrotne. Jednym z najbardziej rzucających się w oczy jest cieszący się wzmożonym zainteresowaniem ze strony gorącego krótkoterminowego kapitału spekulacyjnego Petrolinvest. Cała giełdowa historia tej naftowej spółki to jeden wielki trend spadkowy. Tutaj ustanawianie nowych historycznych minimów (a więc z czasem także minimów 52-tygodniowych) to norma. Przykładowo ktoś, kto kupił walory pod koniec stycznia 2010 r., kiedy pojawiło się nowe minimum, po roku miał już jedynie niecałe 30 proc. zainwestowanego kapitału. Przez cały ten czas kurs systematycznie, z najwyżej kilkumiesięcznymi przerwami, pogłębiał dołki. Tutaj strategia „łapania spadającego noża”, jak złośliwie bywa nazywane kupowanie taniejących akcji, skończyłaby się całkowitym fiaskiem.

Inny przykład to NFI Midas. Jeśli ktoś kupił walory spółki w czasie ustanawiania rocznego minimum w maju 2010 r. i jeśli cierpliwie trzymał taniejące nadal akcje, to na początku lutego 2011 r. mógł z rozgoryczeniem obserwować, jak notowania ustanawiają minimum... 2,5-letnie. W pechowej połówce znalazł się też Stalprodukt. W maju 2010 r. tuż po ustanowieniu rocznego minimum kurs odbił się w górę, ale nadzieje z tym związane okazały się płonne. Przez pięć kolejnych miesięcy notowania balansowały na poziomie owego minimum, które stało się wyraźnym technicznym poziomem wsparcia. W listopadzie wsparcie pękło, a kurs runął, niedawno dotarł zaś do poziomu najniższego od dwóch lat.

[srodtytul]Słabe kryterium[/srodtytul]

Wnioski wydają się klarowne – kupowanie akcji wyłącznie na bazie ustanawianych przez nie nowych rocznych dołków to słabe kryterium podejmowania decyzji inwestycyjnych. Równie dobrze jak na niedowartościowane i atrakcyjne walory trafić można na akcje, które dopiero rozpoczynają uzasadniony z różnych powodów trend spadkowy. Wówczas nic nie chroni przed narastającymi stratami.

Warto przy tym podkreślić, że nasza analiza obejmuje jedynie pewien wycinek giełdowej historii, czyli kilkanaście miesięcy hossy (ponieważ chcieliśmy pokazać zachowanie akcji właśnie w trakcie hossy). Gdyby przyjrzeć się tymczasem bessie, to nadzieje na szybkie odbijanie się w górę kursów notujących 52-tygodniowe minima musiałyby spotkać się z jeszcze większym rozczarowaniem. W czasie bessy akcje mają tendencję do pogłębiania dołków, a nie do trwałego odbicia, tak więc omawiana strategia musiałaby powodować dotkliwe straty. Być może poszukiwanie atrakcyjnych akcji wśród tych, które notują 52-tygodniowe minima, można by wesprzeć innymi, fundamentalnymi kryteriami (np. wskaźnikami cena/wartość księgowa lub cena/zysk), ale to już inna historia. Samo „łapanie spadającego noża” bywa niebezpieczne.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?