W ostatnich dniach pojawiły się kolejne elementy giełdowo-gospodarczej układanki w postaci wskaźników aktywności w przemyśle na całym świecie. Generalnie ich odczyty okazały się wyraźnie lepsze od tego, czego można było się obawiać, biorąc pod uwagę skalę paniki na rynkach w pierwszej połowie sierpnia. Przykładowo wartość zarówno polskiego PMI, jak i amerykańskiego ISM Manufacturing mimo spadku pozostaje powyżej granicy 50 pkt (oddziela ona rozwój od recesji).
Optymiści mogliby na tej podstawie dojść do wniosku, że podczas gdy rozmaite wskaźniki nastrojów (np. konsumentów) się załamały, to wskaźniki bazujące na obiektywnych danych (czyli właśnie PMI i ISM – powstają na bazie ankiet wśród przedsiębiorców, dotyczących konkretnych parametrów ekonomicznych) nie potwierdzają tezy o gospodarczym krachu.
Jak w styczniu 2008 roku
Niestety, takie spojrzenie na sprawę wydaje się zbyt powierzchowne. Można sobie łatwo zdać z tego sprawę, patrząc na poprzednią bessę. Obecna sytuacja pod względem zależności giełdowo-gospodarczych do złudzenia przypomina początek 2008 roku. Tak jak wtedy roczna dynamika WIG runęła właśnie do zera. Tymczasem wskaźnik PMI, tak jak obecnie, także wówczas był jeszcze wysoko – w grudniu 2007 r. wynosił 50,8 pkt, a w styczniu 2008 r. nawet urósł do 51,9 pkt (to wartość niemal idealnie równa tej z sierpnia br.).
W trakcie poprzedniej bessy osłabienie ekonomiczne, jakie dyskontowali inwestorzy, nadeszło z pewnym opóźnieniem względem wydarzeń na giełdzie (co nie jest przecież zaskoczeniem). PMI runął poniżej granicy 50 pkt dopiero w maju 2008 r., a więc wówczas, gdy bessa na GPW była już dość zaawansowana (WIG miał za sobą spadek o 29 proc. od szczytu, jego roczna dynamika zaś na koniec maja była już głęboko pod kreską – wynosiła minus 27 proc.). W momencie kiedy ekonomiści rozprawiali nad wchodzeniem polskiego?przemysłu w recesję i obniżaniem prognoz PKB, dla inwestorów fakt ten nie był już żadną nowością.
Korekta może się rozciągnąć w czasie
Ciekawostką i wskazówką zarazem jest to, że do końca maja 2008 (a więc w okresie, w którym PMI przebył drogę poniżej 50 pkt) WIG już nie reagował na pogarszanie się odczytów makro, pozostając w trwającej aż cztery miesiące nużącej korekcie styczniowej fali spadkowej (czyżby był to wzorzec dla obecnej sytuacji?). Kiedy na początku czerwca okazało się, że PMI osunął się poniżej 50 pkt, była to kropla, która przelała czarę goryczy. WIG rozpoczął kolejną falę zniżkową. Tyle tylko, że fala ta była nie tyle reakcją na dotychczasowe pogorszenie się sytuacji gospodarczej, lecz na oczekiwane dalsze pogłębienie negatywnej tendencji.