Nie jest tak łatwo wyrwać się z trendu spadkowego

Zjawiska gospodarcze, które dyskontował w sierpniu rynek akcji, wciąż nie są jeszcze widoczne gołym okiem. Marne to jednak pocieszenie, bo dokładnie tak samo było w trakcie bessy w 2008 roku

Aktualizacja: 23.02.2017 14:20 Publikacja: 03.09.2011 03:10

Tomasz Hońdo

Tomasz Hońdo

Foto: Archiwum

W ostatnich dniach pojawiły się kolejne elementy giełdowo-gospodarczej układanki w postaci wskaźników aktywności w przemyśle na całym świecie. Generalnie ich odczyty okazały się wyraźnie lepsze od tego, czego można było się obawiać, biorąc pod uwagę skalę paniki na rynkach w pierwszej połowie sierpnia. Przykładowo wartość zarówno polskiego PMI, jak i amerykańskiego ISM Manufacturing mimo spadku pozostaje powyżej granicy 50 pkt (oddziela ona rozwój od recesji).

Optymiści mogliby na tej podstawie dojść do wniosku, że podczas gdy rozmaite wskaźniki nastrojów (np. konsumentów) się załamały, to wskaźniki bazujące na obiektywnych danych (czyli właśnie PMI i ISM – powstają na bazie ankiet wśród przedsiębiorców, dotyczących konkretnych parametrów ekonomicznych) nie potwierdzają tezy o gospodarczym krachu.

Jak w styczniu 2008 roku

Niestety, takie spojrzenie na sprawę wydaje się zbyt powierzchowne. Można sobie łatwo zdać z tego sprawę, patrząc na poprzednią bessę. Obecna sytuacja pod względem zależności giełdowo-gospodarczych do złudzenia przypomina początek 2008 roku. Tak jak wtedy roczna dynamika WIG runęła właśnie do zera. Tymczasem wskaźnik PMI, tak jak obecnie, także wówczas był jeszcze wysoko – w grudniu 2007 r. wynosił 50,8 pkt, a w styczniu 2008 r. nawet urósł do 51,9 pkt (to wartość niemal idealnie równa tej z sierpnia br.).

W trakcie poprzedniej bessy osłabienie ekonomiczne, jakie dyskontowali inwestorzy, nadeszło z pewnym opóźnieniem względem wydarzeń na giełdzie (co nie jest przecież zaskoczeniem). PMI runął poniżej granicy 50 pkt dopiero w maju 2008 r., a więc wówczas, gdy bessa na GPW była już dość zaawansowana (WIG miał za sobą spadek o 29 proc. od szczytu, jego roczna dynamika zaś na koniec maja była już głęboko pod kreską – wynosiła minus 27 proc.). W momencie kiedy ekonomiści rozprawiali nad wchodzeniem polskiego?przemysłu w recesję i obniżaniem prognoz PKB, dla inwestorów fakt ten nie był już żadną nowością.

Korekta może się rozciągnąć w czasie

Ciekawostką i wskazówką zarazem jest to, że do końca maja 2008 (a więc w okresie, w którym PMI przebył drogę poniżej 50 pkt) WIG już nie reagował na pogarszanie się odczytów makro, pozostając w trwającej aż cztery miesiące nużącej korekcie styczniowej fali spadkowej (czyżby był to wzorzec dla obecnej sytuacji?). Kiedy na początku czerwca okazało się, że PMI osunął się poniżej 50 pkt, była to kropla, która przelała czarę goryczy. WIG rozpoczął kolejną falę zniżkową. Tyle tylko, że fala ta była nie tyle reakcją na dotychczasowe pogorszenie się sytuacji gospodarczej, lecz na oczekiwane dalsze pogłębienie negatywnej tendencji.

Optymiści mogą powiedzieć, że analogia z 2008 rokiem nie musi przecież utrzymywać się w nieskończoność i nie musimy być skazani na taki sam dramatyczny rozwój wydarzeń (spowolnienie gospodarcze przerodziło się w gwałtowny kryzys finansowy na Zachodzie). To prawda, że trudno zakładać dokładną powtórkę z przeszłości, ale trzeba mieć świadomość podstawowej kwestii – gospodarka jest w spadkowej fazie cyklu koniunkturalnego, przy czym fazę spadkową definiuję nie tylko jako recesję będącą kulminacją tej fazy, ale też jako utratę tempa wzrostu gospodarczego. Taka faza ma to do siebie, że negatywne zjawiska kumulują się i wzajemnie napędzają. W gospodarce, tak jak na giełdzie, obowiązuje znana z analizy technicznej reguła mówiąca, że trendy potrafią przerastać wszelkie oczekiwania i że należy zakładać ich kontynuację, a nie upierać się przy tym, że zaraz zostanie ustanowione twarde dno.

Być może takiego dramatu jak w 2008 r. nie będzie (bo gospodarka nie ma za sobą tak długotrwałego okresu wzrostu noszącego w pewnych aspektach znamiona bańki spekulacyjnej, a akcje już teraz są niewiele droższe niż u dna bessy z lutego 2009 r.), ale czy to automatycznie oznacza, że dyskontowanie negatywnego scenariusza dobiegło już końca? Brak pieniędzy na świecie na nowe programy stymulacyjne, brak dużego pola manewru, jeśli chodzi o politykę pieniężną, a wreszcie groźba pogłębienia kryzysu na obrzeżach strefy euro ze względu na słabnący wzrost gospodarczy i jeszcze mniejsze potencjalne wpływy budżetowe – to wszystko może świadczyć o kolejnych ogniskach zapalnych.

Spadek poniżej 50 pkt nieuchronny?

Powróćmy jednak do indeksu PMI. Jego zejście poniżej 50 pkt byłoby logiczne, biorąc pod uwagę historyczne zależności. Ani razu nie zdarzyło się w przeszłości, by trend spadkowy na GPW się zakończył, zanim PMI osunął się poniżej 50 pkt (co ciekawe, w perspektywie ostatnich 13 lat, za jakie dysponujemy danymi, średnia wartość PMI wynosiła właśnie dokładnie 50 pkt). Nawet w 2005 r., kiedy spowolnienie gospodarcze było wyjątkowo łagodne, wskaźnik spadł w najgorszym momencie do ok. 47 pkt. Twarde dna poszczególnych dotkliwych fal spadkowych na GPW zostały ustanowione, gdy PMI wynosił odpowiednio: 40,8 pkt (luty 2009 r.), 44,5 pkt (październik 2001 r.), 45,9 pkt (październik 1998 r.). Do takich poziomów wciąż jest daleko. To wnioski spójne z modelem, który opisywałem w miniony poniedziałek, kiedy sugerowałem, że w przeszłości akcje opłacało się kupować dopiero, gdy przemysł był w recesji. To zresztą znana od dawna giełdowa reguła.

Indeksy znów idą w kierunku sierpniowych dołków

Piątkowa sesja pokazała, jak łatwo o nagłe pogorszenie nastrojów i przekreślenie zysków z kilkudniowej zwyżki. Środowe wybicie WIG20 powyżej bariery 2400 pkt (będące najwyraźniej rozpaczliwą próbą poprawy fatalnych sierpniowych stóp zwrotu – czyżby był to efekt tzw. window dressing w wykonaniu zarządzających funduszami?) okazało się najwyraźniej fałszywym sygnałem. W piątek WIG20 z impetem cofnął się poniżej 2400 pkt. Jednym z kluczowych powodów, dla których doszło do takiego niekorzystnego zwrotu, było wykupienie rynku. Jak już sygnalizowaliśmy w poprzednich dniach, popularny oscylator stochastyczny po raz pierwszy od trzech miesięcy znalazł się w strefie wykupienia. Kupujący nie byli w stanie przetrwać takiej rynkowej próby.

Najbardziej klarowna jest sytuacja na wykresie gromadzącego głównie małe spółki indeksu sWIG80. Tutaj nawet nie doszło do ataku na poziom krótkoterminowego oporu (jakim dla WIG20 był pułap 2400 pkt). Indeks zaczął iść w dół, zanim udało się dotrzeć do tej bariery. Dobitnie świadczy to o tym, że w perspektywie średnioterminowej mamy nadal do czynienia jedynie z korektą trendu spadkowego. A to oznacza, że groźba ataku na sierpniowe dołki pozostaje jak najbardziej realna.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?