Miniony tydzień nie przyniósł rewolucji w obrazie technicznym polskiego rynku akcji. WIG utrzymał się w krótkoterminowej konsolidacji. Co prawda w poniedziałek indeks testował dolną jej granicę, ale niedźwiedzie nie zdołały pójść za ciosem i ostatecznie postawić na swoim. Kolejne dni przyniosły odbicie, dzięki czemu udało się uniknąć ukształtowania się pesymistycznej formacji podwójnego szczytu.
Niestety, także skala odbicia była niewystarczająca, by to byki na dobre przechyliły szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Impas zatem trwa. Dopóki WIG będzie przebywać w wąskim kanale w przedziale ok. 41 680–42 300 pkt, dopóty jego wahania będą bez znaczenia (no chyba że dla daytraderów z rynku kontraktów terminowych).
Kiedy jednak w końcu WIG opuści horyzontalny kanał, będzie to miało bardzo konkretne konsekwencje dla sytuacji technicznej. Wybicie w dół z tej formacji mogłoby doprowadzić do szybkiego osunięcia się indeksu co najmniej w okolicę 40?tys. pkt (poprzednio WIG był tam jeszcze w końcu stycznia). Byłby to minimalny zasięg zniżki. W krótkim terminie trend boczny zmieniłby się bowiem na spadkowy, tak więc skala przeceny mogłaby się okazać znacznie większa.
Z kolei wybicie w górę z kanału bocznego zapowiadałoby zupełnie odmienny scenariusz. Wówczas jasne stałoby się, że WIG nie zamierza jednak spocząć na laurach i przystępuje do kontynuacji trendu wzrostowego ze stycznia.
Każdy z tych krótkoterminowych scenariuszy miałby z kolei określone konsekwencje dla sytuacji w średnim terminie. Pierwszy z nich, czyli wybicie w dół z kanału, oznaczałby, że WIG nie poradził sobie z górną granicą średniookresowego trendu bocznego, w jakim tkwi od czasu sierpniowej paniki. Za wnioskiem takim przemawiałby dodatkowo fakt, że granica tego trendu pokrywa się z granicą kanału. Porażka w starciu z kluczową barierą kazałaby z kolei oczekiwać powrotu w głąb trendu bocznego, a nawet do jego dolnej granicy, czyli w okolicę 36,7 tys. pkt.