Giełdowy wysyp groszówek

Na parkiecie przybywa spółek, których akcje wycenia się w groszach. Rozwadniany kapitał, sierpniowy krach i przedłużająca się niemoc kupujących sprawiają, że w „promocyjnych” cenach jest  65 emitentów. Pytamy analityków, czy warto się nimi interesować.

Aktualizacja: 17.02.2017 21:18 Publikacja: 26.04.2012 14:00

Giełdowy wysyp groszówek

Foto: GG Parkiet

Liczba spółek groszowych jest silnie skorelowana z kondycją inwestorów. W szczycie hossy z 2007 r. było ich zaledwie pięć, a już rok później, gdy parkiety ugięły się pod ciężarem kryzysu amerykańskiego, liczba ta wzrosła do 38. Rekord padł jednak dopiero w ubiegłym roku. „Czarny sierpień" sprawił, że w grudniu giełdowa rodzina groszówek powiększyła się do 66 reprezentantów. Obecnie liczba ta wciąż przekracza 60.

Reprezentacje wielu branż

Wśród groszówek można znaleźć przedstawicieli większości sektorów. Najliczniejsze są reprezentacje finansów (10 spółek) oraz budownictwa. Obecność tych drugich nie powinna dziwić. Branża przeżywa właśnie kolejną zapaść i należy do najsłabszych na parkiecie. Poniżej 1 zł wycenianych jest osiem spółek budowlanych, w tym dwóch „maluchów" z sWIG80: Hydrobudowa Polska oraz Herkules.

W gronie groszówek są też stali bywalcy z rodziny znanego inwestora Mariusza Patrowicza: Fon oraz Elkop. Kursy tych spółek przebijają barierę 1 zł tylko okazjonalnie, przy sprzyjającej koniunkturze. Od początku 2000 r. cena Fonu znalazła się powyżej 1 zł tylko raz – w szczycie hossy, na przełomie 2007 i 2008 r. Elkop też skorzystał z tej okazji, ale pokusił się o jeszcze jedno wybicie, na fali hossy internetowej w 2001 r. W ostatnich latach firmy przeprowadziły liczne splity i emisje akcji, znacznie rozwadniając kapitał. A to mocno utrudni (a może nawet uniemożliwi) powrót kursom nad psychologiczny poziom 1 zł.

Analitycznym okiem...

Szerokie grono tanich nominalnie walorów może skusić ryzykantów. Statystyka sugeruje bowiem, że wiele groszówek podłącza się do fali hossy i chętnie opuszcza to „szacowne" grono (za oceanem jest nawet taka strategia inwestycyjna, oparta na zakupie akcji groszowych firm i czekanie na hossę). Zapytaliśmy więc analityków technicznych, które z groszowych spółek wchodzących w skład głównych indeksów mogą wyrwać się z tego obszaru. Eksperci zgodnie podkreślają, że przy obecnej słabości rynku typowanie potencjalnych „byków" może okazać się zgubne. – Największy potencjał do wyjścia nad 1 zł ma spółka, której cena jest najbliżej tej bariery. Gra toczy się zatem pomiędzy Boryszewem, Hydrobudową Polską, Midasem, Lubawą i Dudą – mówi Piotr Neidek z Domu Inwestycyjnego BRE Banku. Analitycy zwracają jednak uwagę na dużą wrażliwość kursu tych akcji na zmiany giełdowych nastrojów. Silne wahania potrafią w krótkim terminie mocno zmienić obraz techniczny, co utrudnia precyzyjną ocenę wzrostowego potencjału.

Specjaliści od analizy fundamentalnej również sceptycznie odnoszą się do groszowych walorów. – Niska wycena spółek z GPW, dochodząca nawet poniżej 25 groszy za akcję, to efekt trwających od dłuższego czasu trendów spadkowych. Walory te są wyprzedawane z uwagi na słabą kondycję fundamentalną. Warto zauważyć, że wśród groszówek dominują akcje spółek znajdujących się w fazie upadłości układowej bądź silnie rozwadniające kapitał przez nowe emisje – uważa Grzegorz Pułkotycki, analityk Domu Maklerskiego BZ WBK. Z fundamentalnego punktu widzenia niski kurs powinien raczej skłaniać do bardziej szczegółowej analizy sytuacji danej firmy, a nie kusić atrakcyjnym na pierwszy rzut oka poziomem.

Czarne dziury na parkiecie

Zgodnie z obowiązującym na warszawskiej giełdzie regulaminem kurs akcji nie może spaść niżej niż 1 gr. Aktualnie nie ma na parkiecie takich spółek, ale blisko tego „dna" są: Advadis, Bioton oraz Pronox. Spadek do granicy 1 grosza oznacza, że kurs może już tylko wzrosnąć (chyba że spółka scali akcje, czyli przeprowadzi operację odwrotnego splitu). Gdyby komuś udało się kupić akcje w takim momencie, zmiana o 1 grosz dawałaby stopę zwrotu rzędu 100 proc. Problem polega jednak na tym, że chętnych na kupno jest wielu, a do sprzedaży nikt się nie kwapi. W rezultacie zlecenie może tak długo czekać w kolejce, że zanim dojdzie do jego realizacji, cena zdąży się już zmienić. Problem płynności sprawia, że oprócz spekulacyjnych ataków, akcje te nie cieszą się zbytnim zainteresowaniem i długo tkwią na niskich poziomach, stanowiąc tzw. czarne dziury warszawskiego parkietu.

[email protected]

Czterech groszowych wybrańców pod techniczną lupą specjalistki z BM BPH

1. EFH

Nadal istnieje prawdopodobieństwo obrony wsparcia na dołku z grudnia zlokalizowanym na poziomie 0,41 zł. Dywergencja między RSI a Composite Index również nie została zanegowana. Dodatkowo powstała nowa dywergencja pomiędzy RSI a kursem.

2. Calatrava

Kurs spółki ma szansę na obronę dołka z września 2010 r. na poziomie 0,28–0,29 zł, choć atrakcyjność spółki po przełamaniu dołków z grudnia 2011 r. zmalała.

3. Lubawa

W przypadku tej spółki testem będzie poziom kursu dołka z końcówki grudnia. Obrona może zostać wykorzystana do odreagowania kursu w górę.

4. Boryszew

Ciekawa sytuacja pojawiła się w przypadku Boryszewa. Kurs dociera do wsparcia w postaci linii trendu wzrostowego. Obrona okolic 0,64–0,66 zł może implikować odbicie w kierunku szczytów z lutego.

Pytania do dr. hab. Krzysztofa Borowskiego z Katedry Bankowości Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie

Co można zrobić z „czarną dziurą", czyli najtańszymi akcjami na GPW?

Moim zdaniem są dwa rozwiązania. Pierwszym jest tzw. odwrotny split, czyli konwergencja akcji. Jego przeprowadzenie jest zależne tylko i wyłącznie od władz spółki. Drugim wyjściem jest wprowadzenie przez GPW handlu pakietami akcji, ale to wymaga zmiany regulaminu giełdy.

Na czym ta zmiana miałaby polegać?

Przyjmijmy, że pakiet to 100 akcji. Jego minimalna cena wynosi na początku notowań co najmniej 1 zł. W ten sposób mamy przestrzeń do kontynuacji ewentualnych spadków. Przed wprowadzeniem handlu pakietami akcje muszą przejść pierwszy okres dostosowawczy, na przykład miesiąc. Inwestorzy mogliby wtedy nabywać lub zbywać pewne ilości akcji, tak aby na koniec miesiąca posiadać pełne pakiety. W okresie tym kluczowe znaczenie miałby animator odpowiadający na zlecenia klientów.

Miesiąc może nie wystarczyć na uzyskanie pełnych pakietów.

Po miesiącu walor wszedłby do drugiego okresu dostosowawczego, w którym zlecenia sprzedaży mogłyby być składane na pojedyncze akcje i pełne pakiety (wielokrotność 100 akcji), przy czym pakietów nie wolno byłoby rozbijać na pojedyncze akcje. Zlecenie sprzedaży złożone z takim samym limitem cenowym na niepełny pakiet byłoby zawsze traktowane jako złożone później niż zlecenia pakietowe. A zatem zlecenia sprzedaży niepełnych pakietów stałyby zawsze na  końcu kolejki. Z uwagi na to, że zlecenia kupna mogłyby być składane tylko na pełne pakiety, stojące w kolejce zlecenia sprzedaży tych niepełnych byłyby stopniowo realizowane i stawałyby się w ten sposób pełnymi pakietami. Po pewnym czasie liczba niepełnych pakietów zostałaby ograniczona. Po drugiej fazie dostosowawczej na giełdzie odbywałby się obrót jedynie pełnymi pakietami.

A co z tymi, którym zostanie część akcji?

Inwestorzy, którzy pozostali z niepełnymi pakietami walorów po drugiej fazie dostosowawczej, powinni mieć zapewnioną możliwość „łączenia" na wspólnym rachunku inwestycyjnym swoich akcji w pakiety i dopiero przekazywanie takich zleceń na giełdę. Jeśli okazałoby się, że cena akcji gwałtownie wzrosła, a tym samym cena jednego pakietu akcji przekracza określony poziom, np. 30 zł, z sesji na sesję można przywrócić handel pojedynczymi akcjami.

Analizy rynkowe
Giełdowe rekiny są coraz grubsze. Założyciel Dino odskoczył całej reszcie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Analizy rynkowe
Polski rynek wciąż zyskuje bez euforii wśród inwestorów
Analizy rynkowe
Lokomotywy z indeksu mWIG40 dały zarobić
Analizy rynkowe
Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Analizy rynkowe
Czy Trump chce wyrzucić Powella, czy tylko gra na osłabienie dolara?
Analizy rynkowe
Czy należy robić odwrotnie niż radzi Jim Cramer?