Czwartą rocznicę bankructwa banku Lehman Brothers, które zaostrzyło przebieg kryzysu finansowego, amerykańscy inwestorzy będą obchodzili w dobrych nastrojach. Na Wall Street po panicznej wyprzedaży akcji, która zaczęła się 15 września 2008 r. – to pierwsza sesja po weekendowej plajcie Lehmana – nie ma już bowiem śladu.
Niestety nie można tego powiedzieć o warszawskiej giełdzie. WIG20 już od roku jest poniżej poziomu, który odnotował na ostatniej sesji przed bankructwem banku, które stało się symbolem kryzysu. Pewnym pocieszeniem może być to, że GPW?nie jest osamotniona.
Zaciążyła geografia
WIG20 jest dziś o blisko 6,5 proc. niżej, niż był 12 września 2008 r., a indeksy małych i średnich spółek są jeszcze dalej w tyle. Tylko szeroki WIG, który jest wskaźnikiem dochodowym (tzn. uwzględnia dywidendy) jest o niemal 7 proc. na plusie względem tego, gdzie był niemal cztery lata temu.
W regionie słabiej pod tym względem wypadają giełdy w Pradze, której główny indeks pozostaje o blisko 29 proc. poniżej poziomu, jaki odnotował bezpośrednio przed plajtą Lehmana, a także m.in. w Budapeszcie (9 proc.), Kijowie (9?proc.), Bratysławie (53 proc.) oraz Sofii (67 proc.). Na przeciwległym biegunie są główne indeksy parkietów tureckiego i rosyjskiego, które odbiły się o odpowiednio 75 i 27 proc.
Taki rozkład czteroletnich stóp zwrotu w regionie dość dobrze pokazuje, z czego wynikła relatywnie słaba koniunktura na GPW. Straty z około sześciu miesięcy po plajcie Lehmana najszybciej odrobiły indeksy z państw, które mają najluźniejsze powiązania z pogrążoną w kryzysie strefą euro, a szczególnie z jej najsłabszymi, południowymi ogniwami.