Kto może świętować w rocznicę plajty Lehmana?

Kryzys fiskalny w strefie euro zepchnął notowania wielu europejskich indeksów, w tym WIG20, poniżej poziomów z jesieni 2008 r. Tymczasem poza Europą wiele indeksów osiągnęło nowe historyczne maksima

Aktualizacja: 13.02.2017 01:59 Publikacja: 10.08.2012 14:00

Kto może świętować w rocznicę plajty Lehmana?

Foto: Archiwum

Czwartą rocznicę bankructwa banku Lehman Brothers, które zaostrzyło przebieg kryzysu finansowego, amerykańscy inwestorzy będą obchodzili w dobrych nastrojach. Na Wall Street po panicznej wyprzedaży akcji, która zaczęła się 15 września 2008 r. – to pierwsza sesja po weekendowej plajcie Lehmana – nie ma już bowiem śladu.

Niestety nie można tego powiedzieć o warszawskiej giełdzie. WIG20 już od roku jest poniżej poziomu, który odnotował na ostatniej sesji przed bankructwem banku, które stało się symbolem kryzysu. Pewnym pocieszeniem może być to, że GPW?nie jest osamotniona.

Zaciążyła geografia

WIG20 jest dziś o blisko 6,5 proc. niżej, niż był 12 września 2008 r., a indeksy małych i średnich spółek są jeszcze dalej w tyle. Tylko szeroki WIG, który jest wskaźnikiem dochodowym (tzn. uwzględnia dywidendy) jest o niemal 7 proc. na plusie względem tego, gdzie był niemal cztery lata temu.

W regionie słabiej pod tym względem wypadają giełdy w Pradze, której główny indeks pozostaje o blisko 29 proc. poniżej poziomu, jaki odnotował bezpośrednio przed plajtą Lehmana, a także m.in. w Budapeszcie (9 proc.), Kijowie (9?proc.), Bratysławie (53 proc.) oraz Sofii (67 proc.). Na przeciwległym biegunie są główne indeksy parkietów tureckiego i rosyjskiego, które odbiły się o odpowiednio 75 i 27 proc.

Taki rozkład czteroletnich stóp zwrotu w regionie dość dobrze pokazuje, z czego wynikła relatywnie słaba koniunktura na GPW. Straty z około sześciu miesięcy po plajcie Lehmana najszybciej odrobiły indeksy z państw, które mają najluźniejsze powiązania z pogrążoną w kryzysie strefą euro, a szczególnie z jej najsłabszymi, południowymi ogniwami.

Przystań przystani nierówna

Giełdy południowoeuropejskie były w ostatnich latach zdecydowanie najmniej atrakcyjne. Główny indeks ateńskiego parkietu jest o 80 proc. poniżej poziomu z połowy września 2008 r. Rzymski FTSE MIB od tego czasu zniżkował o 49 proc., a mediolański Ibex 35 o 38 proc. Wyraźnie lepsza była koniunktura na giełdach w Portugalii i Irlandii, choć kraje te wymagały międzynarodowej pomocy finansowej.

Spośród największych giełd Europy kryzys fiskalny na obrzeżach strefy euro najwyraźniej dał się odczuć w Paryżu, gdzie CAC 40 jest o 21 proc. poniżej poziomu sprzed bankructwa Lehmana. Londyński FTSE 100 i frankfurcki DAX zyskały od tego czasu 8 i 11 proc.

Analitycy na ogół tłumaczą to tym, że zarówno Wielka Brytania, jak i Niemcy są wśród inwestorów postrzegane jako bezpieczne przystanie, a dodatkowo wiele z zarejestrowanych tam spółek większość przychodów uzyskuje za granicą, w bardziej dynamicznych gospodarkach rozwijających się czy choćby w USA. Z drugiej strony?koniunktura na giełdzie szwajcarskiej, która ma podobne charakterystyki, była w ostatnich latach dużo słabsza. Poprawiła się wyraźnie, gdy jesienią ub.r. Szwajcarski Bank Narodowy zastopował aprecjację franka, uderzającą w wyniki spółek.

Ponad szczytami

Najwięcej dało się w ostatnich latach zarobić na innych kontynentach. S&P 500 zyskał od plajty Lehmana 12 proc., a wiele z indeksów latynoamerykańskich – np. chilijski i meksykański – jest już znacznie powyższej szczytów hossy z 2007 r. To samo dotyczy parkietów w Indonezji czy Tajlandii.

Co ciekawe, główny indeks szanghajskiej giełdy od przedkryzysowych maksimów jest znacznie dalej niż główny wskaźnik warszawski. Dekoniunktura na parkiecie w Szanghaju nie przeszkadza analitykom, aby ekspozycją na Chiny tłumaczyć dobre notowania akcji wielu spółek niemieckich czy amerykańskich.

[email protected]

Marc Faber odwraca się od rynków Azji na rzecz Europy

Jednym z inwestorów, którzy są przekonani, że wkrótce zapóźnione giełdy zaczną odrabiać straty względem tych najlepszych, jest Marc Faber. Autor biuletynu inwestycyjnego „Gloom, Boom & Doom", który znany jest z zainteresowania rynkami Azji, teraz stawia na Europę. – Po raz pierwszy w życiu zacząłem kupować europejskie akcje – powiedział znany inwestor w wywiadzie dla portalu Yahoo. Zdaniem Fabera, kryzys fiskalny w strefie euro jest daleki od zakończenia, ale już zepchnął wyceny na europejskich giełdach do atrakcyjnych poziomów, podczas gdy akcje w USA stały się drogie. Mieszkający w Tajlandii inwestor wskazuje zwłaszcza na giełdy we Francji, Grecji, Hiszpanii, Portugalii i Włoszech. – Wyceny na tych rynkach, w porównaniu z resztą świata, są ekstremalnie niskie, a przecież niektóre z notowanych tam spółek są zupełnie zdrowe – przekonywał Faber w innym wywiadzie w połowie lipca. Wskazywał również, że trzyma sporo gotówki, za którą dokupi europejskich akcji, jeśli potanieją jeszcze bardziej. Jednocześnie spodziewał się dalszych zwyżek na Wall Street, ale nie przekonało go to, aby ulokować tam pieniądze. GS

Opinie:

Roland Paszkiewicz, główny analityk CDM Pekao

Poza Europą wiele indeksów giełdowych jest już, lub przejściowo było, ponad szczytami z 2007 r. Główną przyczyną tego, że w Polsce tak nie jest, jest kryzys w strefie euro. Geograficznie nasz rynek jest skazany na słabość. Inną kwestią jest skład WIG20. Dominują w nim spółki z branż, które nie są w ostatnich latach pieszczochami inwestorów, np. finansowa i surowcowa. Brakuje zaś producentów dóbr konsumpcyjnych. Niestety, Europa nie będzie w komfortowej sytuacji, nawet gdy kryzys się skończy. Jest to kontynent bogaty, ale mający problemy ze wzrostem, m.in. z powodów demograficznych. Mimo to, gdy pojawią się nadzieje na zażegnianie kryzysu, Europa może się stać atrakcyjnym regionem do inwestowania. Historia uczy bowiem, że nawet relatywnie nieatrakcyjne aktywa mogą drożeć, gdy inwestorzy stwierdzą, że są one tanie. Poza tym wiele europejskich spółek większość zysków czerpie poza Starym Kontynentem.GS

Jarosław Lis, zarządzający BPH TFI

Jestem zwolennikiem budowania różnych scenariuszy dla rozwoju koniunktury giełdowej i ich ciągłe uaktualnianie wraz z napływającymi danymi i obserwacją rynku. Jakbym budował taki scenariusz dla rynków akcji dzisiaj i próbował wyznaczyć okres, kiedy jest możliwy powrót indeksu WIG do szczytu z 2007 roku, to postawiłbym na 2014-2015 r. Patrząc dziś na nastroje na rynkach i codzienny obraz „nędzy i rozpaczy" gospodarczej na  świecie, widzimy, że jest to bardzo optymistyczna prognoza. Patrząc na rynek nieruchomości w USA, które po wielu latach „naprawy" po  przeinwestowaniu powstaje z popiołów, widzimy, że jest to scenariusz prawdopodobny. Jestem zwolennikiem cykliczności gospodarki i spodziewałbym się dna koniunktury gospodarczej w okolicach połowy 2013 r. W związku z tym rynek akcji powinien mieć udany już cały 2013 rok. Hossa powinna trwać przynajmniej 2-3 lata. Spokojnie można założyć, że rynek w hossie urośnie średniorocznie o 30 proc. – to pozwala nam na odrobienie strat – z obecnych poziomów – od 2007 roku w ciągu dwóch lat. JAM

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?