Od kilku miesięcy wyraźnie spada rentowność obligacji emitowanych nie tylko przez rządy państw tradycyjnie uznawanych za „bezpieczne przystanie", takich jak USA czy Niemcy, ale także niektórych państw północnoeuropejskich, takich jak Finlandia i Dania. Papiery dłużne tych krajów, oprocentowane na około 1,5 proc., po uwzględnieniu inflacji zapewniają realną stratę.
Stare powiedzenie giełdowe mówi, że gdy obligacje drożeją, akcje tanieją. Również dzisiaj można zaobserwować tę zależność. Także w przypadku polskiego rynku. – Ceny obligacji rosną, ponieważ nadal utrzymują się obawy dotyczące wzrostu gospodarczego oraz dominuje preferencja bezpiecznego lokowania kapitału. Coraz częściej notowana jest ujemna rentowność, czyli inwestorzy akceptują, że otrzymają nominalnie mniej kapitału, ale uzyskują wysokie bezpieczeństwo inwestycji. Historycznie bardzo niska rentowność skarbowych instrumentów dłużnych zdaje się sugerować bliskość ekstremum lub też nowy standard – wyjaśnia Sobiesław Kozłowski z DM Raiffeisen Banku.
Bezpieczne aktywa cenione przez inwestorów
Czy poszukiwanie przez inwestorów bezpiecznych aktywów oznacza, że odzyskanie całego zainwestowanego kapitału jest ważniejsze od stopy zwrotu? – Patrząc na rekordowo niską rentowność dziesięcioletnich obligacji rządowych USA lub Niemiec, takie stwierdzenie wydaje się zasadne – uważa Michał Hulbój, analityk Erste Securities. – Rekordowo niskie poziomy rentowności są pochodną ucieczki kapitału z bardziej ryzykownych rynków akcji i obligacji korporacyjnych oraz rynku kredytowego – wyjaśnia Konrad Soszyński, ekonomista banku BGŻ.
Istnieje wiele czynników, które mają wpływ na wyceny akcji. Większość z nich zawiera się w premii za ryzyko, której żądają inwestorzy. – Najbardziej zmiennym elementem premii jest globalny sentyment, na który największy wpływ ma sytuacja krajów z wysokim zadłużeniem oraz brak konkretnych działań mających rozwiązać ten problem – wyjaśnia Michał Hulbój.
Sytuacja makroekonomiczna kluczem do hossy
Jak długo może potrwać obecny wzrost cen obligacji? – Z taką sytuacją będziemy mieli do czynienia jeszcze przez co najmniej rok. Wobec sporej niepewności dotyczącej sytuacji gospodarczej w Europie inwestorzy będą raczej wybierali rynek obligacji skarbowych niż jakieś inne, bardziej ryzykowne aktywa – uważa Konrad Soszyński. Jego zdaniem obecny stan na rynku akcji odzwierciedla oczekiwania inwestorów na pogorszenie wyników spółek w Polsce. Jest to skutek prognozowanego spadku popytu w kraju i za granicą w drugiej połowie tego roku i w 2013 roku.