Co prawda sytuacja na wykresach poszczególnych indeksów warszawskiej giełdy ciągle jest mocno urozmaicona, to jednak w porównaniu np. z latem bieżącego roku można mówić o powszechnym trendzie wzrostowym. Tyle że na skutek różnych konfiguracji na wykresach poszczególne indeksy stoją w obliczu nieco innych poziomów wsparcia i oporu.
Zacznijmy od najszerszego (choć w praktyce zdominowanego przez duże spółki) WIG. Tutaj sytuacja od dawna jest klarowna. Po wrześniowym wybiciu w górę z rocznego trendu bocznego i wydobyciu się z przejściowej korekty w drugiej połowie października indeks zdołał wspiąć się na poziom, z którego ruszyła pamiętna paniczna wyprzedaż na początku sierpnia ub.r. Tutaj pierwszym poziomem wsparcia wydaje się lokalna górka z października (44 550 pkt w cenach zamknięcia), pierwszy poważny opór znajduje się zaś dopiero na wysokości ubiegłorocznego szczytu (50 372 pkt).
Taka diagnoza nie ma jednak prostego przełożenia na sytuację na wykresach indeksów średnich i małych spółek. Kojarzony ze „średniakami" mWIG40 dopiero w ostatnich dniach zaatakował marcowy szczyt, a sWIG80 jeszcze nawet nie dotarł do tego poziomu oporu mimo dynamicznego trendu wzrostowego. To sprawia, że oba te indeksy znalazły się w dość krytycznym położeniu. Można z tym wiązać zarówno obawy, jak i nadzieje. Obawy przed tym, że w razie odbicia od oporu dojdzie do powtórki z wiosennej fali spadkowej, a nadzieje na to, że w przypadku trwałego sforsowania tych barier na wykresach obu indeksów w pełni ukształtują się rozległe zwyżkujące trójkąty prostokątne. Potencjał wynikający z tych formacji powinien wystarczyć do zwyżki ku szczytom z zeszłego roku.
Wciąż stosunkowo blado wypadają dominujące liczebnie najmniejsze spółki. Gromadzący je WIG-Plus może tylko pomarzyć o ataku na wiosenny?szczyt, o ubiegłorocznym maksimum już nie wspominając. Dystans do tego drugiego?poziomu wynosi aż 60 proc.! To pokazuje, jak mocno – na skutek pogarszających się warunków makroekonomicznych – pogrążone zostały kursy „maluchów". T.H.