Natomiast w przypadku większości surowców trudno mówić o szaleństwie w tym roku. Susza wypchnęła ceny ziaren na bardzo wysokie poziomy, był to jednak, jak w przypadku szoków podażowych, czynnik jednorazowy.

W efekcie indeks szerokiego rynku od początku roku spadł o około 3 proc. Nie oznacza to, że rynek surowców był spokojny – bardziej nerwowi inwestorzy mogli uciec z rynku w czerwcu, ze stratą od początku roku nawet 12 proc. Jeżeli porównamy rynki surowców i rynki akcji, to okaże się, że większość towarów, metali czy surowców energetycznych pozostała daleko w tyle pod względem stóp zwrotu.

Tymczasem przyszły rok ma być znacznie lepszy dla światowej gospodarki. Jeżeli nawet zapomnimy o ożywieniu w Chinach czy stabilnym wzroście w USA (oczywiście przy założeniu rozwiązania problemu klifu fiskalnego), to nie można nie dostrzec ogromnych kwot pieniędzy, jakie banki centralne wpompowały w rynek. Piszę „rynek", bo większość tych środków nie trafiła jeszcze do sfery realnej i zagospodarowywana jest poprzez zakup aktywów finansowych.

W tym kontekście nie wydaje się zbyt ryzykowna teza, iż w 2013 roku będziemy mogli obserwować napływ kapitału na rynki surowców – wiele z nich jest relatywnie tania w porównaniu z akcjami, zaś luzowanie ilościowe z reguły przekładało się na wzrost cen towarów.