Co z tą sesją na warszawskiej giedzie? Jednak skrócić!

Dokładnie dwa lata temu została wydłużona sesja giełdowa. W porównaniu do tego, co działo się przed 3 stycznia 2011 r., to zmiana polegała na wydłużeniu sesji rano (startujemy teraz o godz. 9) i na wydłużeniu sesji po południu (handlujemy aż do 17.30).

Aktualizacja: 16.02.2017 03:19 Publikacja: 07.01.2013 05:00

Biura maklerskie nigdy nie kryły niezadowolenia. Z ich punktu widzenia to przede wszystkim dodatkowe koszty. Trzeba rozpocząć pracę wcześnie rano, a następnie zostać dłużej w pracy. Dodatkowo chyba nikt nie ma wątpliwości, że biura muszą zacząć pracę na długo przed 9.00 (a nawet jeszcze wcześniej, gdyż kontrakty startują o 8.30) i skończyć nie o 17.30, lecz zdecydowanie później. Nic zatem dziwnego, że biura maklerskie nigdy nie były entuzjastami wydłużania sesji, zwłaszcza że ta dodatkowa godzina nie przełożyła się na znaczący wzrost obrotów.

To jest jeden punkt widzenia. Patrząc na to z innej strony, to rozumiem argumenty giełdy, która podnosi, że chodzi o to, żeby po południu Warszawa zbyt szybko nie znikała z ekranów monitorów na całym świecie. Ci, którzy handlują na rynkach globalnych, powinni jak najdłużej oglądać nasz WIG20 i WIG na ekranach obok DAX, FTSE i DJIA.

Jest to argument z pewnością ważny, ale raczej dla inwestorów zagranicznych, tych, co to handlują prosto ze swojego biura w Londynie czy w Nowym Jorku. Ale czy jest to jakikolwiek argument dla naszych polskich inwestorów indywidualnych?

Spójrzmy na problem, czy sesję należy skracać, czy wydłużać z punktu widzenia przeciętnego inwestora. Otóż przeciętny inwestor indywidualny posiada w portfelu niewiele akcji (przeciętnie trzy) i rzadko zawiera transakcje, może raz w miesiącu. I teraz jest pytanie, jakie znaczenie ma długość sesji dla takiego średnio lub długoterminowego inwestora? Moim zdaniem żadne. Czy nasze spółki, których akcje posiadamy w portfelach, zaczną więcej zarabiać, czy zaczną dzięki temu płacić wyższą dywidendę? Raczej nie.

Jedynie day-traderzy, którzy od lat narzekają na to, że wskutek utraty korelacji z giełdą amerykańską są narażeni na luki w dniu następnym, mogą odczuć zauważalną różnicę. Ok, przyjmuję ten argument. Tylko że jak przyjrzymy się historycznie tym „zabójczym" lukom, to okazuje się, że tak samo jak występują luki przeciwko inwestorom, tak samo występują te, które są po ich myśli. Części osób to przeszkadza, bo chcieliby jak najdłużej obserwować giełdę w Stanach, a część chciałaby jednak wcześniej skończyć „pracę" i zająć się życiem rodzinnym. Jak się okazuje to ta druga opcja jest zdecydowanie preferowana!

W ankiecie przeprowadzonej przez SII, w której pytaliśmy o różne możliwości skrócenia sesji giełdowej, padły następujące wyniki:

„Jestem przeciwny, ma być tak jak teraz" – oddano 38 głosów.

„Zaczynajmy o 9.00, ale handlujmy po staremu do 16.30" – 130 głosów.

„Handlujmy tak jak teraz do 17.30, ale za to wyśpijmy się, zaczynajmy o 10.00" – 45 głosów.

„Wszystko mi jedno" – 29 głosów.

Analizy rynkowe
Giełdowe rekiny są coraz grubsze. Założyciel Dino odskoczył całej reszcie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Analizy rynkowe
Polski rynek wciąż zyskuje bez euforii wśród inwestorów
Analizy rynkowe
Lokomotywy z indeksu mWIG40 dały zarobić
Analizy rynkowe
Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Analizy rynkowe
Czy Trump chce wyrzucić Powella, czy tylko gra na osłabienie dolara?
Analizy rynkowe
Czy należy robić odwrotnie niż radzi Jim Cramer?