Oszukani na własne życzenie

Nie kupuj fałszywych dzieł sztuki i antyków. Możesz zdecydowanie ograniczyć zagrożenia. Wystarczy złamać schematy obowiązujące na naszym rynku

Aktualizacja: 16.02.2017 00:55 Publikacja: 27.01.2013 18:10

Poznanie przebiegu i skutków prowokacji dziennikarskiej z falsyfikatem „Zjawa” ma wartość edukacyjną

Poznanie przebiegu i skutków prowokacji dziennikarskiej z falsyfikatem „Zjawa” ma wartość edukacyjną dla klientów rynku sztuki.

Foto: Katalog aukcji Polswiss Art.

Jak przygotowujesz zakup działki pod dom dla twojej rodziny? Sprawdzasz plan zagospodarowania przestrzennego. Sprawdzasz przebieg instalacji. Dyskretnie sprawdzasz sąsiadów, aby poznać środowisko społeczne. Kontrolujesz dziesiątki innych danych. Niektóre sprawdzenia świadomie dublujesz.

Jak kupujesz obraz? Z obserwacji wynika, że wchodzisz do sklepu i z marszu wydajesz 100 tys. zł lub więcej. Przy tym bezpodstawnie idealizujesz sprzedawcę, o czym dalej.

Falsyfikaty dzieł sztuki to problem społeczny wszędzie na świecie. Tam gdzie handel sztuką nieprzerwanie od 200 lat prowadzony jest na wielką skalę, tajemnice rynku klienci poznają w domu rodzinnym od ojca lub dziadka, którzy kupują obrazy w kolejnym pokoleniu. U nas, oprócz braku wiedzy o zagrożeniach, nie ma sprawdzonych na świecie prawnych i praktycznych zabezpieczeń ograniczających plagę fałszerstw. Sytuację pogarsza powszechna niska kultura prawna.

Do rzeczy! Wszystko jest fałszowane. Najczęściej obrazy, ale także meble, polskie srebra. Krąży fałszywa ceramika. Sprzedawane są szable składaki i zegary składaki. Egzemplarz złożony z obcych elementów ma efektownie wyglądać w chwili sprzedaży. Plagą są fałszerstwa powojennego polskiego malarstwa.

Kluczowe znaczenie dla ustalenia autentyczności obrazu lub antyku ma fachowy, uczciwy, niezależny ekspert. W Polsce eksperci to najsłabszy element w mechanizmie pod nazwą rynek sztuki. W 2003 r. zwrócił na to uwagę w wywiadzie dla „Art and Business" Jerzy Stelmach, profesor prawa, a zarazem wybitny kolekcjoner.

Wielokrotnie oficjalnie stawiał ten problem Piotr Ogrodzki, zmarły kilka dni temu, dyrektor Ośrodka Ochrony Zbiorów Publicznych (obecnie Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów). W redagowanym przez siebie naukowym czasopiśmie „Cenne, bezcenne, utracone", wydawanym przez resort kultury, zamieszczał teksty o pladze falsyfikatów i braku zawodu eksperta na krajowym rynku.

Brakuje zawodu eksperta

Dzięki Piotrowi Ogrodzkiemu w 2009 r. kierowany przez niego ośrodek wydał książkę pod redakcją Ronalda D. Spencera „Ekspert kontra dzieło sztuki". To lektura niezbędna dla zrozumienia skali zagrożeń. Książki tej nie było w sprzedaży. Za zgodą Oxford University Press, wydano ją w mikroskopijnym nakładzie, do celów naukowych. Dostępna jest w bibliotece polskiego wydawcy (www.nimoz.pl).

Dzięki dyr. Ogrodzkiemu, kierowany przez niego ośrodek zorganizował w 2010 r. cykl sesji naukowych przy udziale Stowarzyszenia Antykwariuszy Polskich i Domu Aukcyjnego Rempex o krajowych falsyfikatach. Tak powstał wydany w 2012 r. poradnik „Problematyka autentyczności dzieł sztuki na polskim rynku". To gotowy materiał do przygotowania ustawy ograniczającej niebezpieczeństwa na rynku sztuki. Jeśli nie czytałeś tych dwóch „elementarzy", to nie dokonuj poważnych zakupów!

Nie ma oficjalnego zawodu eksperta. Po 1989 r. przyjęło się, że tzw. ekspertyzy autentyczności najczęściej piszą historycy sztuki. Nierzadko dowolny historyk sztuki pisze ekspertyzy na każdy temat. W praktyce odbywa się to tak, że tzw. ekspert omiata wzrokiem obraz i wyrokuje.

Pozorne działania

W marcu 2006 r. sąd w uzasadnieniu wyroku dotyczącego sprzedaży falsyfikatu wykazał, że praca naszych ekspertów to „działania pozorne". Mówiąc w koniecznym skrócie, sędzia Marcin Strobel podkreślił, że z zasady nieskuteczne jest wzrokowe porównywanie stylistyki ocenianego obrazu ze stylistyką niepodważalnych dzieł danego artysty, skoro celem fałszerza jest idealne naśladowanie tej stylistyki. Przy okazji wyszło na jaw, że ekspertka, co jest częstym zjawiskiem, nie zna się na technicznych cechach ocenianego obrazu (np. rodzaj użytego płótna). Dlatego obraz wykonany na tandetnych materiałach uznała za dzieło klasyka współczesności Antoniego Fałata.

Jako nabywca, w razie uzasadnionych wątpliwości, sam zamów ekspertyzę u świadomie wybranego przez siebie fachowca. Złam obowiązujący na rynku zwyczaj! Niezrozumiałym absurdem jest fakt, że na polskim rynku funkcjonują dzieła z ekspertyzami zamówionymi przez właściciela, który je sprzedaje. Zdrowy rozsądek podpowiada, że właścicielowi nie zależy na zdeprecjonowaniu towaru. Z praktyki wynika, że zamawiający ekspertyzy właściciele płacą tylko za pozytywne opinie o przedmiocie, który sprzedają.

Właściciel sprzedawanego obrazu zawsze znajdzie „elastycznego" historyka sztuki, który napisze nieprawdę dla zarobku. Eksperci u nas z zasady za nic nie odpowiadają. Nie mają wykupionego OC, które na Zachodzie jest warunkiem wykonywania zawodu i dyscyplinuje, bo wpadka grozi wykluczeniem z zawodu lub wzrostem składki za ubezpieczenie. Nadal pracują jako eksperci historycy sztuki skompromitowani wyrokami sądowymi, które udowodniły ich niefachowość.

Niektórym antykwariuszom też nie zależy na deprecjonowaniu towaru poprzez rzetelne ekspertyzy. Ważnym problemem naszego rynku jest niska podaż. Nie mieliśmy mieszczaństwa, które w innych krajach powszechnie zamawiało dzieła sztuki lub przedmioty rzemiosła artystycznego. Przez to i przez zniszczenia wojenne, nie ma czym handlować. Rzetelne ekspertyzy usuwałyby wątpliwy towar, którym dziś się handluje.

Dlaczego uważam, że klienci krajowego rynku oszukiwani są na własne życzenie? 30 lat pisuję o prywatnym kolekcjonerstwie i o rynku sztuki. Klienci często kupują bez znajomości specyfiki rynku. Nie czytają lub nie rozumieją regulaminów aukcyjnych. Nie żądają dowodów sprzedaży pozwalających na identyfikację zakupionego obrazu.

Najgorsze, że klienci idealizują sprzedawców! U typowego klienta powstaje następujący ciąg skojarzeń. Skoro sztuka to sacrum, to antykwariat jest świątynią, natomiast antykwariusz to niemal duchowny, czyli osoba zaufania publicznego. To jest zwykły handel! Antykwariusz może bajerować nas tak samo jak sprzedawca jaj na bazarze, który „całym swoim autorytetem gwarantuje", że ma towar tylko „ekologiczny".

Masowe fałszerstwa

Problemy naszego rynku obnażyła sprzedaż na aukcji w 2005 r. falsyfikatu pracy Franciszka Starowieyskiego, którą dom aukcyjny nazwał „Zjawa". W ramach prowokacji dziennikarze „Rzeczpospolitej" i TVN zamówili falsyfikat i wstawili na aukcję dla sprawdzenia kompetencji ekspertów. Wszystkie czynności filmowano, niektóre ukrytymi kamerami. Swoje intencje autorzy prowokacji zdefiniowali w „Rzeczpospolitej" (8 maja 2005), w dniu emisji filmu o sprzedaży fałszerstwa.

Poznanie tej prowokacji i jej skutków jest pouczające dla klientów rynku. Antykwariusz Leszek Wąs z Bielska-Białej zwrócił uwagę, że falsyfikat „Zjawa" trafić powinien do zbiorów publicznych dla edukowania ekspertów, policjantów, sędziów.

Powojenna sztuka jest masowo fałszowana. Przed zakupem, w razie wątpliwości, warto zapytać żyjącego artysty czy jest autorem obrazu. W książce o falsyfikatach na polskim rynku wart lektury jest tekst np. Anny Suwały. Ceniona konserwatorka i kopistka sztuki jasno tłumaczy alchemię powstawania współczesnych falsyfikatów, których pełno w Internecie, na jarmarkach staroci i w niektórych antykwariatach.

W książce znajdziemy także tekst prof. Dariusza Markowskiego, konserwatora z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Można tam oficjalnie zamówić ekspertyzę opartą na wszechstronnym i skutecznym badaniu laboratoryjnym (koszt około 1,5 tys. zł). Okazuje się, że nie korzystamy z tej usługi. Uparcie, schematycznie akceptujemy „ekspertyzy" historyków sztuki, choć często są bezwartościowe.

Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?
Analizy rynkowe
Czy Święty Mikołaj zawita w tym roku na giełdę?