Futbol i giełdę łączy bardzo wiele. Tak w piłce nożnej, jak i w spółce giełdowej wynik zależy od długotrwałej, wytężonej pracy całego zespołu. Przez okrągły rok trzeba się koncentrować na kolejnych wyzwaniach (meczach lub projektach). Pojedynczy błąd ludzki może zniweczyć wysiłek całego zespołu (niefortunne podanie do bramkarza lub głupi błąd w dokumentacji przetargowej). Udział poszczególnych osób w zwycięstwie/porażce przypisywany jest w niesprawiedliwy sposób z uwagi na trzy czynniki. Po pierwsze, panuje niesymetryczne podejście do zysków i strat – porównajmy na boisku: stuprocentową sytuację zmarnowaną przez napastnika z niewielkim błędem bramkarza lub w spółce: brak podjęcia decyzji, która generowałaby krociowe zyski z decyzją narażającą spółkę na nikłe choćby straty. Drugi czynnik to „wartość błędu w czasie" – w świadomości kibiców winny będzie ten, kto się pomylił w decydującej serii rzutów karnych, a nie ten, kto zmarnował rzut karny w trakcie meczu, podobnie w spółce: winnym będzie ten, kto popełnił błąd na ostatnim etapie procedury odwoławczej, a nie ten, którego błąd do całej procedury odwoławczej doprowadził. Trzeci natomiast to szczególna właściwość „wartości czasu w czasie" – niezadowolenie koncentruje się na zawodniku, który zbyt wolno wykonał rzut z autu w ostatniej akcji meczu, choćby wcześniej zespół zmarnował godzinę przysypiając na murawie, podobnie jak w spółce winnym będzie ten, kto się spóźnił 5 minut z doręczeniem dokumentacji przetargowej, choćby wcześniej przeleżała ona na czyimś biurku przez dwa tygodnie). Do powyższych analogii dochodzą czynniki zewnętrzne (sprzyjające lub niesprzyjające danej drużynie/spółce warunki/dane makroekonomiczne) oraz „zabawa w Pana Boga" (nieprzewidywalne decyzje arbitrów lub administracji państwowej). Ale możemy się spodziewać kolejnej zależności, która całkowicie zmieni kształt rynku i zaburzy wycenę spółek.
Piłkarski poker
Ostatnio przez media przetoczyła się informacja o aferze dotyczącej ustawiania meczów piłkarskich. Samo „drukowanie" nie jest czymś nowym, ale nowe były następujące elementy: skala zjawiska, globalizacja i brak powiązania z sensem rozgrywek. Zostały ustawione setki meczów na całym świecie, a motywacja była zupełnie inna niż dotychczas. „Drukowanie" było wcześniej stosowane w sytuacjach, kiedy miało to istotny wpływ na wyniki rywalizacji sportowej. Dlatego też kolejka ligowa kończąca sezon obfitowała często w większe niespodzianki, niż dzień wygaśnięcia kolejnej serii instrumentów pochodnych. Bardzo wysokie zwycięstwa klubów zagrożonych spadkiem czy walczących o mistrzostwo były przypadkami takiego szczególnego „arbitrażu" pomiędzy sportem a finansami.
Nowa jakość, jaka wyłania się z informacji przedstawionych przez Europol, polega na oderwaniu ustawiania meczów od „instrumentu bazowego", jakim jest wynik rywalizacji sportowej. Okazuje się, że celem manipulacji nie jest utrzymanie nikogo w lidze, zdobycie mistrzostwa etc., a jedynie realizacja zysku na „instrumencie pochodnym", jakim jest zakład bukmacherski na wynik danego meczu. Przy czym nie musi to być (a nawet nie powinien) żaden hit Ligi Mistrzów – wręcz przeciwnie, im mniej znany mecz, im niższa liga, tym mniejsze problemy z „wydrukowaniem" właściwego wyniku.
Oczywiście w przeszłości zdarzały się niejednokrotnie przypadki ustawienia wyniku rywalizacji sportowej przez zawodnika w celu osiągnięcia zysków z obstawionego zakładu (znamy to choćby z filmu „Pulp fiction"), ale dotyczyły raczej sportów indywidualnych. „Drukowanie" meczów z udziałem 22?zawodników (nie licząc zmian) z powodów pozasportowych na tak dużą skalę musi prowokować do myślenia odnośnie do szerszego wymiaru tego zjawiska.
Czas na rynek kapitałowy?
Jaki to może mieć wpływ na giełdę i wycenę spółek? Być może kolejnym polem eksploracji bukmacherów będzie rynek kapitałowy. Przecież najbardziej nawet wyszukane instrumenty finansowe, struktury opcyjne etc. są niczym w porównaniu z możliwościami, jakie oferuje obstawianie wyniku np. indeksu WIG. Ale nie chodzi o prymitywne przewidywanie jego wartości. Tytułów do potencjalnej wypłaty jest mnóstwo: „na zamknięcie w indeksie WIG będą minimum dwie czwórki", „więcej jest cyfr parzystych niż nieparzystych" (i do tego opcja a la końcówka banderoli: z uwzględnieniem cyfr po przecinku), „cyfra jedności wyniesie przynajmniej 6". A może, aby podnieść adrenalinę, obstawianie dotyczyłoby nie indeksu, a pojedynczych, mało płynnych spółek? Wówczas pokusa oddziaływania na kurs akcji byłaby bardzo duża.