Tylko w tym roku czekają nas dwie spore transakcje: właściciela zmienią Deutsche Bank Polska (trafi w ręce BZ WBK) i Raiffeisen Polbank (kupi go BGŻ BNP Paribas), na sprzedaż wystawiony jest EuroBank (należący do Societe Generale), natomiast Alior może zostać wchłonięty przez Pekao (banki te, mające wspólnego akcjonariusza – PZU – prowadzą od jesieni analizy w tej sprawie). Co skłania banki do fuzji? Czynników o tym decydujących jest kilka: utrzymujące się od trzech lat historycznie niskie stopy procentowe (uderzają w dochodowość sektora), wprowadzony w 2016 r. podatek od aktywów (pochłonął jedną piątą zysków banków sprzed wejścia tej daniny) oraz rosnące wymogi regulacyjne i kapitałowe (więcej kapitału przy tej samej lub nawet niższej zyskowności oznacza spadek wskaźnika rentowności kapitałów własnych). Do tego dochodzi nieustanny wyścig na technologie cyfrowe i inwestycje w systemy informatyczne (co małe i duże banki kosztuje tyle samo, ale te drugie koszty rozkładają na zdecydowanie większą liczbę klientów). To wszystko uderza w rentowność polskich banków. O ile ROE indeksu WIG-banki jeszcze kilka lat temu sięgał 12 proc., o tyle teraz wynosi tylko 8 proc. Oznacza to, że w wielu bankach, głównie tych małych, koszt pozyskania kapitału jest niższy od rentowności kapitałów własnych. Banki starają się więc ją poprawić. Niektóre, widząc, że to się nie uda, wystawiają się na sprzedaż. Inne, widzące potencjał efektów skali i synergii kosztowych, kupują. Niektóre banki mają zbyt małą skalę działania, niedającą możliwości zdobywania rynku: mają słabszą obsługę klientów, nie mogą sobie pozwolić na duże inwestycje w systemy IT i marketing, nie są w stanie dobrze płacić menedżerom wyższego szczebla, drożej się finansują, muszą płacić więcej za depozyty. To powoduje, że ich oferta jest gorsza i nie pozyskują klientów, tracąc udział w rynku. Dlatego dominuje teza, że małe banki uniwersalne nie przetrwają i muszą mieć specjalizację.