Powody do niepokoju pozostają wciąż te same, czyli wojna handlowa, perspektywy gospodarki i zaostrzanie polityki przez amerykański Fed, silny dolar. Zmieniają się tylko akcenty i ich nasilenie.
Wall Street traci wiarę, Frankfurt nadzieję
Inwestorzy na głównych giełdach światowych popadają w coraz bardziej minorowe nastroje. Widać wyraźny wzrost obaw związanych z wojnami handlowymi, jako że żadna ze stron nie chce ustąpić, choć niektóre kraje wysyłają sygnały mogące skłaniać przynajmniej do wznowienia dialogu z administracją Donalda Trumpa. Coraz większe jest przekonanie, że prezydentowi chodzi nie tylko o cła, ale o coś znacznie poważniejszego, a więc o powstrzymanie rosnącej potęgi Chin i przywrócenie Ameryce „należnego" jej miejsca w świecie. A w tych kwestiach o dyskusję może być dość trudno. Patrząc z takiej perspektywy, trudno się też spodziewać uspokojenia sytuacji, i to w dłuższej perspektywie.
W każdym razie wszystko wskazuje na to, że na Wall Street świadomość tego daje znać o sobie i indeksy na razie kreślą dość łagodną korektę. Skala spadków jest niewielka, ale wiara w hossę została wyraźnie nadwątlona. Tym bardziej że widać już także z grubsza, w jaki sposób nowa polityka celna może uderzyć w amerykańskie firmy. Zamiar przeniesienia części produkcji do Europy przez Harleya-Davidsona jest może nie najważniejszym, ale za to dość spektakularnym tego sygnałem.
S&P 500 i Dow Jones kończyły tydzień, zniżkując do czwartku po około 1,5 proc. i testując kolejne wsparcia na poziomie odpowiednio 2700 i 24 tys. punktów.
Znacznie gorzej wygląda sytuacja we Frankfurcie, gdzie DAX w ciągu pierwszych czterech sesji minionego tygodnia zniżkował o ponad 3 proc. Tu też można wciąż mówić jedynie o korekcie, ale także walce o utrzymanie się powyżej linii trendu wzrostowego, której ewentualne przełamanie byłoby bardzo złym sygnałem. A poważnych powodów do obaw zarówno w Niemczech, jak i w całej Europie nie brakuje.