Pytania do: Wiesława Rozłuckiego, współzałożyciela i pierwszego prezesa Giełdy Papierów Wartościowych

Jesteśmy jak generałowie, którzy zawsze wiedzą, jak wygrać poprzednią wojnę. Nie jesteśmy przygotowani na nowe zagrożenia

Publikacja: 30.07.2018 12:30

Pytania do: Wiesława Rozłuckiego, współzałożyciela i pierwszego prezesa Giełdy Papierów Wartościowych

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek jd Jerzy Dudek

Czy upadek Lehman Brothers i kryzys czegoś nas nauczyły?

Zacznijmy od tego, że to nie było jedno bankructwo. To był wrzesień 2008 r. Byłem wtedy w Krynicy, gdzie Donald Tusk ogłosił, że w 2012 r. będziemy wchodzić, albo próbować wchodzić, do strefy euro. I wszystko było na dobrej drodze. Upadek Lehman Brothers zmienił wszystko. Każdy kolejny weekend przynosił bankructwo albo poważne tarapaty kolejnych banków lub instytucji finansowych. W ciągu kilku tygodni zbankrutowało też AIG, czyli największe towarzystwo ubezpieczeniowe, a Merrill Lynch połączył się z Bank of America. To było jak stopienie się rdzenia w reaktorze atomowym. Nie było już ratunku. I było przekonanie, że ten system będzie się walił jak domek z kart.

Tymczasem w Polsce był spokój. I wiele znaczących osób mówiło: a co my mamy do tego, przecież to wszystko dzieje się w Ameryce, daleko od nas. Przekonywało, że nasza wymiana handlowa z tą Ameryką jest niewielka, więc jesteśmy bezpieczni. Uważałem inaczej. Bo, jeśli chodzi o giełdy, to tego typu wydarzenia przenoszą się z jednego krańca świata na drugi w ciągu paru minut. Wiedziałem, że giełdy zareagują bardzo mocno. I tak się stało. Ale do naszej gospodarki to oczywiście też dotarło. Najpierw do Europy Zachodniej, od nich do nas. Z Ameryką nie mieliśmy dużego handlu, ale z Europą jak najbardziej. Jeśli Europa Zachodnia została uderzona, to my też.

Pierwsza lekcja zatem: Jeśli ma miejsce tego typu sytuacja, wydarzająca się raz na 50 lat, to nie ma szans, że będziemy mogli stać spokojnie z boku. Jesteśmy i będziemy częścią gospodarki światowej. Więc nie ma sobie co robić iluzji, że nas takie rzeczy nie dotyczą.

Wydaje mi się, że gdyby teraz nastąpiło jakieś głębokie uderzenie w Chinach, gospodarka światowa to odczuje i my też będziemy ponosić konsekwencje, choć nasz handel z Państwem Środka nie jest aż tak duży. Trzeba obserwować to, co się dzieje na świecie, w miarę możliwości uodparniać się, lecz trzeba się liczyć z tym, że konsekwencje nas też dotkną.

Ale to nie wszystko?

No tak. Druga lekcja dotyczy sektora finansowego i metod szacowania ryzyka. To nie giełda i rynki kapitałowe wywołały ten kryzys. To sektor bankowy, który wtedy i teraz był i jest mocno regulowany. To, co zawiodło, to szacowanie ryzyka. W powszechnym użyciu w tamtym czasie i chyba teraz też jest analiza zmienności rynkowej określana jak w piłce nożnej terminem VAR, Value at Risk. Pozwala ona wyliczyć, ile bank może stracić przy pewnych założeniach w ciągu jednego czy kilku dni. I w związku z tym ryzykiem trzeba zarządzać tak, żeby ograniczyć straty do określonej sumy. Czyli mówimy, że możemy stracić 5 czy 50 mln dolarów, i tak ustawiamy nasze portfele, żeby ryzyko ograniczyć do tych kwot. Tyle że szacowanie ryzyka było oparte na obserwacji trendów czasowych najczęściej z 18 miesięcy. Wszelka zmienność, która występowała na rynkach w takim okresie, mieściła się w tych modelach.

Reakcja na to, co się stało z Lehman Brothers, była natomiast tak duża, że znacznie wykroczyła poza te ramy. To było coś, co zdarza się raz na 20–30 lat. Tego nie było w modelach. Te modele były nie tylko niewystarczające, ale wręcz szkodliwie uspokajające. Z modeli wychodziło, że straty nie będą aż tak dotkliwe, natomiast w praktyce były ogromne. Tym bardziej że w czasie kryzysu te wszystkie zjawiska działają nieliniowo, niezgodnie z normalnym rozkładem.

Wyciągnęliśmy z tego lekcję. W instytucjach bankowych robi się dziś stress testy, czyli przyjmuje się scenariusz nie taki, że coś nastąpiło w ciągu dwóch lat, tylko narzuca się bardzo negatywne scenariusze. Choćby takie, że bezrobocie w Polsce nagle rośnie do 10 proc., kurs walutowy przekracza 5 zł za euro. I patrzymy, co się będzie działo w naszym banku. Jakie będą reakcje kredytobiorców, czy będą spłacać kredyty.

Czy można zatem powiedzieć, że jesteśmy uodpornieni?

Wątpię. Jesteśmy jak generałowie, którzy zawsze wiedzą, jak wygrać poprzednią wojnę. Nie jesteśmy przygotowani na jakieś nowe, niespotykane dotąd zagrożenia.

A gdzie ich szukać?

Wielkość długu globalnego, czyli rządowego, przedsiębiorstw i ludności, w skali świata, jest wyższa niż w 2008 r. System jest więc nadal bardzo mocno lewarowany, jedzie na kredycie. I to jest zagrożenie na przyszłość, a może nawet na teraźniejszość.

Pocieszać może to, że nie ma już takiego spokoju, beztroski, jaka była przed 2008 r. Poprzedzające go lata były bardzo spokojne, gospodarka rosła, zmienność rynków była mała. Nie było widać zagrożeń. Po kryzysie nauczyliśmy się, że nawet jak jest cisza na morzu, to burza może przyjść bardzo szybko i to nie wiadomo, z której strony. Dlatego trzeba być czujnym. I to jest dobre.

Ale oczywiście, jak przyjdzie co do czego, to może się okazać, że nie jesteśmy na to przygotowani. Co to będzie? Nie wiemy. Zagrożenie może przyjść ze strony polityków. Donald Trump jest mistrzem niespodzianek, na jego działania nie można się uodpornić. A najgroźniejsze są ryzyka, których nie da się przewidzieć. Tego typu przeświadczenie jest może najlepszą lekcją z Lehman Brothers.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?