Cykl w polityce amerykańskiego banku centralnego to bez wątpienia jedno z najważniejszych zjawisk mających znaczenie dla inwestorów. Nie bez przyczyny zatem stale go analizujemy. Jeszcze na przestrzeni zeszłego roku obserwowaliśmy, jak każda kolejna podwyżka stóp procentowych przybliżała nas do momentu, w którym dojdzie do potencjalnie niebezpiecznego odwrócenia krzywej rentowności obligacji. Potem nagle okazało się, że krzywa ulega odwróceniu dużo szybciej, ale nie tylko na skutek podwyżek stóp, lecz również spadku rentowności długoterminowych obligacji.
A teraz stoimy przy kolejnym kamieniu milowym w ramach tego cyklu. Rezerwa Federalna po raz pierwszy od 2008 roku (!) obniżyła stopy procentowe. Pierwsza obniżka w danym cyklu to bardzo charakterystyczny punkt. I co ciekawe, ten punkt wykorzystywany jest jako argument zarówno „byczy", jak i „niedźwiedzi".
Na dwoje babka wróżyła
Przywołajmy dwa ostatnie takie epizody. Do pierwszych obniżek w danym cyklu doszło we wrześniu 2007 r. oraz styczniu 2001 r. Te dwa epizody miały charakter negatywny w tym sensie, że oznaczały raczej przyznanie się przez Fed, że z gospodarką jest coraz bardziej krucho, niż skuteczną interwencję w celu wydłużenia ekspansji. Jak się miało potem okazać, potencjał zwyżkowy dla S&P 500 po pierwszej obniżce był już bardzo ograniczony (do kilku procent), natomiast wkrótce potem indeks miał poddać się regularnej bessie.
Gdyby bazować wyłącznie na tych ostatnich dwóch – najświeższych – epizodach, to należałoby otrąbić alarm do ewakuacji z rynku akcji i zapakować portfel obligacjami skarbowymi (np. amerykańskimi) w oczekiwaniu na spadek ich rentowności i wzrost cen.
Wykres 1. Jeśli miałaby się rozpocząć bessa, to po pierwszej obniżce stóp jest ku temu dobra okazja. Ale możliwy jest również zupełnie odwrotny scenariusz...