Wtorkowa sesja w USA zaczęła się od spadków, a indeks S&P 500 zniżkował o 0,1 proc. Dzień wcześniej ustanowił historyczny rekord, przebijając szczyt z lipca. Wielu analityków widzi szansę na to, by ten indeks poszedł jeszcze wyżej w nadchodzących miesiącach. O ile stratedzy JPMorgan Chase spodziewali się, że S&P 500 sięgnie poziomu 3200 pkt w połowie 2020 r., o tyle obecnie sądzą, że może on znaleźć się tak wysoko już w grudniu lub na początku przyszłego roku. Nie są jedynymi, którzy głoszą podobne prognozy. – Niektóre sygnały sugerują, że S&P 500 wzrośnie przed końcem roku do 3220 pkt – wskazuje Stephen Suttmeier, analityk Bank of America Merrill Lynch. To oznaczałoby wzrost o około 6 proc. od poniedziałkowego zamknięcia.
Argumenty za zwyżkami
Ci analitycy, którzy zakładają dalsze zwyżki na amerykańskich giełdach, zazwyczaj sądzą, że gospodarka USA jest w lepszej kondycji, niż obawiano się jeszcze kilka miesięcy temu, i że nie grozi jej na razie recesja. Analitycy JPMorgan Chase twierdzą, że liczone przez nich wskaźniki koniunktury po raz pierwszy od pół roku sugerują skoordynowane ożywienie gospodarcze na świecie. To, wraz ze złagodzeniem amerykańsko-chińskiej wojny handlowej oraz 23 cięciami stóp procentowych spodziewanymi na całym świecie w czwartym kwartale, powinno się przyczynić do poprawy wyników spółek.
Zresztą obecny sezon wyników jak na razie jest lepszy, niż się spodziewano. Spośród 227 firm z indeksu S&P 500, które do wtorku opublikowały raporty za trzeci kwartał, aż 79,5 proc. miało zyski wyższe, niż mówiły prognozy analityków. Najwięcej pozytywnych zaskoczeń przyniosły spółki z sektora przemysłowego (86 proc.) i technologicznego (85 proc.). Co prawda w ostatnich miesiącach cięto prognozy wyników dla wielu spółek, ale mimo to widać, że spowolnienie gospodarcze nie zaszkodziło im tak, jak się spodziewano.
– Bez silnego popytu spółki nie zaszłyby tak daleko – uważa rynkowy guru Jim Cramer, prowadzący program „Mad Money" w telewizji CNBC. Jego zdaniem popyt na wiele produktów i usług w USA wciąż jest silny, co pozwala spółkom rekompensować sobie spowolnienie w globalnym handlu. – Cała ta „bycza" aktywność tworzy środowisko, w którym akcje reprezentują wyższą wartość, gdyż strumienie zysków są mniej zależne od Fedu, niż komentatorzy ekonomiczni chcieliby, byście wierzyli – twierdzi Cramer. Uważa też, że obawy dotyczące wpływu wojny handlowej na gospodarkę USA były przesadzone. – Ludzie, którzy prognozowali, że amerykańsko-chińska wojna handlowa zniszczy gospodarkę USA, powinni przeprosić – dodaje Cramer.