Nic tak wyraźnie nie pokazuje w czasie rzeczywistym aktywności gospodarki, jak poziom zapotrzebowania na energię elektryczną. Zanim napłynęły pierwsze dane o produkcji czy zatrudnieniu, mogliśmy z dnia na dzień obserwować, jak spada zużycie prądu w ślad za wprowadzaniem kolejnych obostrzeń związanych z funkcjonowaniem kraju w dobie pandemii. Wciąż nie wiemy, jak długo potrwa walka z koronawirusem, ale już teraz widzimy zawirowania na rynku energii. Elektrownie pracują przy wykorzytaniu mniejszych mocy i tną zamówienia na węgiel, a ceny energii i uprawnień do emisji CO2 lecą w dół. To wszystko musi odbić się na wynikach firm energetycznych i węglowych.
- Już dziś z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można stwierdzić, że obecny rok nie będzie tak dobry jak poprzedni pod względem finansowym czy operacyjnym, ale nie należy go skreślać. To jest czas, który należy wykorzystać, by dostosować się do czekających nas wyzwań zmieniającego się otoczenia - napisał w liście do akcjonariuszy Henryk Sobierajski, prezes Zespołu Elektrowni Pątnów - Adamów - Konin (ZE PAK).
Kto ucierpi najmocniej?
Spadki zużycia energii obserwujemy we wszystkich krajach, gdzie na skutek pandemii zamyka się szkoły, restauracje, instytucje kultury, punkty usługowe i fabryki. Sytuację w Europie od marca na bieżąco analizuje think tank Bruegel. Porównuje on bieżący popyt na prąd z tym samym okresem 2019 r., uwzględniając przy tym różnice temperatur. Jego wyliczenia wskazują, że w ostatnim tygodniu marca zapotrzebowanie na energię elektryczną spadło we Włoszech o 28 proc., we Francji o 17 proc., w Hiszpanii o 15 proc., w Wielkiej Brytanii o 13 proc., a w Niemczech o 8 proc. W kwietniu sytuacja epidemiologiczna w poszczególnych krajach zmieniała się, a wraz z nią popyt na energię. I tak w minionym tygodniu spadek zużycia prądu w Wielkiej Brytanii sięgał już 22 proc., we Włoszech 18 proc., w Hiszpanii i Niemczech 9 proc., a we Francji już tylko 5 proc. W Polsce krajowe zapotrzebowanie na energię zmniejszyło się o 12 proc.