Zamiast wyraźnego i silnego ożywienia oraz przejściowo wyższej inflacji możemy zacząć się mierzyć z wolniejszym tempem poprawy koniunktury na świecie, przy jednocześnie trwalszej presji inflacyjnej. Przyczynić się mogą do tego widoczne na każdym kroku problemy z brakami wielu towarów, niedoborami pracowników i wzrostem cen surowców. Pojawiły się problemy, na które nawet bitcoin przestał być ostatnio lekarstwem.
Zwrot w postrzeganiu rynków
Po kwietniowym silnym odreagowaniu spółek wzrostowych i technologicznych, wśród których prym wiedli rynkowi liderzy, tacy jak Amazon czy Alphabet (Google), maj przyniósł kolejną odsłonę w trwającej od ponad pół roku wymianie ciosów między spółkami reprezentowanymi przez indeks Nasdaq a spółkami typu value oraz przedstawicielami bardziej tradycyjnych, ale jednak cyklicznych, sektorów. Kilkusesyjna przecena dość brutalnie zepchnęła Nasdaq z ustanowionego pod koniec kwietnia rekordu. Jego ustanowienie wydawało się w pełni usprawiedliwione, biorąc pod uwagę bardzo dobry sezon wyników, szczególnie w wykonaniu technologicznych gwiazd ostatniej dekady. Majowy spadek nie został sprowokowany ani przez rynki obligacji (brak gwałtownego wzrostu rentowności), ani przez rynek walutowy (brak umocnienia dolara), tak jak to miało miejsce w pierwszym kwartale. Również dane napływające z otwierającej się, choć z pewnymi przeszkodami, amerykańskiej gospodarki nie były ani na tyle jednoznaczne, ani też zupełnie inne niż w poprzednich tygodniach, żeby wywołać tak nagły zwrot w postrzeganiu rynku przez inwestorów.
Spółki, które stały się bohaterami ubiegłorocznej pandemicznej fali hossy, okazują się dziś jej najsłabszymi ogniwami. Są wśród nich firmy technologiczne, mogące zaproponować inwestorom jedynie obietnicę przyszłych zysków, innowacyjne firmy wybierane przez zarządzających funduszami ARK oraz spółki, które ostatnio pojawiły się na rynku w ofertach IPO lub SPAC. Licząc od szczytów osiągniętych w połowie lutego, indeksy reprezentujące te firmy zaliczyły już co najmniej 30-, a nawet 50-proc. spadki. W tym kontekście zejście indeksu Nasdaq o 8 proc. poniżej niedawnego rekordu, a S&P 500 o 4 proc. (do 12 marca), wciąż można uznać za zwykły przejaw rynkowej zmienności.
Wydaje się, że uczestnicy rynku stali się w ostatnich dniach nieco bardziej wrażliwi na płynące z różnych stron sygnały mogące świadczyć o tym, że powrót do normalności gospodarczej nie będzie wcale taki normalny, jak to się mogło wydawać, albo też będzie przebiegał nieco inaczej, niż do tej pory zakładał rynek. Wpajane inwestorom od miesięcy przeświadczenie, że cokolwiek by się działo z inflacją oraz rentownościami długoterminowych obligacji, władze monetarne (od Fedu przez EBC po naszą RPP) nawet nie pomyślą o zmianie liberalnego nastawienia do polityki pieniężnej, zaczęło być w ostatnich dniach podawane w wątpliwość, i to nie przez rynek. Była szefowa Fedu, a dziś sekretarz skarbu w administracji Joe Bidena, Janet Yellen stwierdziła ostatnio, że szybszy, niż zakładano, wzrost stóp procentowych w USA może się okazać nieunikniony. Choć szybko złagodziła wypowiedź, to ziarno niepewności zostało zasiane.