Grzegorz Poniatowski, CASE: Luki VAT nie da się całkowicie zasypać

#PROSTOzPARKIETU. Grzegorz Poniatowski: korzyści z uszczelniania systemu podatkowego jak dotąd przewyższają koszty

Publikacja: 11.09.2019 20:10

Gościem Grzegorza Siemionczyka w „Prosto z Parkietu” był dr Grzegorz Poniatowski, wiceprezes i dyrek

Gościem Grzegorza Siemionczyka w „Prosto z Parkietu” był dr Grzegorz Poniatowski, wiceprezes i dyrektor naukowy ds. polityki fiskalnej w CASE.

Foto: parkiet.com

Od kiedy rząd PiS ogłosił, że rozprawi się z mafiami VAT i uszczelni system podatkowy, nie cichną spory o to, w jakim stopniu to zamierzenie się udało. Wpływy z VAT rzeczywiście szybko rosną, ale krytycy rządu twierdzą, że to efekt dobrej koniunktury. Ten spór da się rozstrzygnąć?

Od 2013 r., gdy na zlecenie Komisji Europejskiej zaczęliśmy opracowywać raporty dotyczące luki VAT, pokazujemy w nich dekompozycję zmian wpływów z tego podatku. Nasz najnowszy raport dotyczy 2017 r., gdy wpływy z VAT zwiększyły się o 14,9 proc. Wtedy za 6 pkt proc. z tego wzrostu odpowiadał wzrost podstawy opodatkowania, czyli głównie konsumpcji gospodarstw domowych. Za kolejnych 8 pkt proc. odpowiadała poprawa ściągalności VAT. Do tego doszedł niewielki wpływ zmiany efektywnej stawki tego podatku związany z ewolucją struktury konsumpcji.

Dobra koniunktura wpływa na dochody państwa z VAT nie tylko bezpośrednio, poprzez zwiększone wydatki konsumpcyjne, ale też pośrednio. Gdy gospodarka szybko rośnie, kurczy się szara strefa, łatwiej jest egzekwować zobowiązania podatkowe. Ten efekt dobrej koniunktury jest w kalkulacjach CASE uwzględniony?

To jest bardzo ważna kwestia. Sam wzrost podstawy opodatkowania to nie jest jedyny element wpływu dobrej koniunktury na budżet państwa. Dobra koniunktura sprzyja poprawie ściągalności podatków. Istnienie luki VAT (to różnica między rzeczywistymi wpływami z tego podatku a teoretycznymi zobowiązaniami podatników – red.) to nie jest wyłącznie efekt przestępstw, nadużyć i uchylania się od płacenia podatków, ale też np. bankructw firm. Dobra koniunktura zmniejsza bodźce do optymalizacji podatkowej. Skalę tego efektu trudno jest oszacować. W naszych wyliczeniach jest on pośrednio zawarty we wzroście wpływów z tytułu uszczelnienia systemu podatkowego.

Przyjmijmy, że w 2020 r. wzrost PKB zwolni do 3,5–3,7 proc. z około 4,5 proc. w tym roku. To scenariusz dominujący w prognozach ekonomistów. Jak to się odbije na dochodach z VAT?

Wiele będzie zależało od struktury wzrostu gospodarczego, a dokładnie od tego, jak szybko będzie rosła konsumpcja. Jeśli wzrost wydatków konsumpcyjnych będzie wolniejszy niż w ostatnich latach, to utrzymanie dotychczasowego tempa wzrostu wpływów z VAT wymagałoby albo poprawy ściągalności, albo podniesienia efektywnej stawki tego podatku. Tego ostatniego rząd na razie nie zapowiadał. Będzie więc musiał liczyć na efekty większej ściągalności.

W projekcie budżetu na 2020 r. rząd założył, że wpływy z VAT ponownie wzrosną o około 15 proc. To realistyczne założenie?

Takie tempo wzrostu wpływów z VAT obserwowaliśmy w latach 2017–2018. Luka VAT ma pewną naturalną wielkość, nawet po wyeliminowaniu wszelkich nadużyć pozostanie dodatnia. Czyli im mniejsza jest ta luka, tym trudniej o dalsze zwiększanie ściągalności VAT. To było widać w Estonii, gdzie wpływy z VAT z tytułu poprawy ściągalności rosły o 5 proc. rocznie, ale w pewnym momencie ten proces się zatrzymał.

Jaka jest ta naturalna luka VAT i jak to się ma do jej obecnej wielkości w Polsce?

W przypadku Estonii to około 5 proc. (teoretycznych zobowiązań podatników z tytułu VAT – red.). W Polsce w 2017 r. luka VAT wynosiła według naszych obliczeń 13,7 proc., a w 2018 r., według wstępnych szacunków, zmalała nieco poniżej 10 proc. Nie chciałbym spekulować, jaka będzie po tym roku. Wygląda jednak na to, że wzrost wpływów z VAT jest obecnie zbliżony do tempa wzrostu bazy opodatkowania.

Krótko mówiąc, przy obecnym poziomie luki VAT wzrost wpływów z tego podatku o 15 proc. w ciągu roku jest mało prawdopodobny?

Byłoby to zdecydowanie większe osiągnięcie niż wzrost wpływów z VAT, jaki udało się osiągnąć w poprzednich latach.

Krytycy rządu wskazują, że uszczelnianie systemu podatkowego ma też pewne koszty. Wiąże się ze wzrostem restrykcyjności aparatu skarbowego, obciążeń regulacyjnych, co uderza też w uczciwych przedsiębiorców. A to wszystko tłumi jakoby skłonność firm do inwestowania. To rozsądny argument?

Zgadzam się, że gdy mówimy o ściągalności podatków, na jednej szali trzeba położyć korzyści w postaci większych wpływów do budżetu, a na drugiej koszty po stronie przedsiębiorstw i aparatu skarbowego. W ostatnich latach w Polsce wdrożono jednak rozwiązania informatyczne, w rodzaju JPK, które teoretycznie pozwalają zwiększać ściągalność podatków bez nadmiernego obciążania przedsiębiorstw. Dzięki temu szala jest prawdopodobnie przechylona na stronę korzyści, pomimo tego, że nie wątpię, iż wzmożone kontrole czy też wstrzymywanie zwrotów VAT są dla firm problemem.

Kampania przed październikowymi wyborami rozkwitła na dobre, partie prześcigają się na obietnice. Szczególnie ożywioną dyskusję wywołała zapowiedź PiS, że do 2024 r. podniesie płacę minimalną do 4000 zł brutto. To dobry pomysł?

Można szacować, że realizacja tego zamierzenia sprawiłaby, że w 2024 r. płaca minimalna obejmie ponad 30 proc. ogółu pracowników. To byłaby sytuacja bez precedensu w Europie.

Na razie rząd postanowił, że w 2020 r. płaca minimalna wzrośnie z 2250 zł obecnie do 2600 zł brutto, zamiast do 2450 zł, jak początkowo planował. Jakie to będzie miało konsekwencje?

Obawiam się, że szybki wzrost płacy minimalnej spowoduje największe problemy w tych regionach Polski, gdzie stopa bezrobocia jest najwyższa i gdzie przeciętne wynagrodzenie jest relatywnie niskie. Wzrost płacy minimalnej powinien być proporcjonalny do wzrostu płacy przeciętnej.

A może wysoka płaca minimalna zachęci do powrotu na rynek pracy osoby nieaktywne zawodowo, co pomogłoby złagodzić problem coraz większego niedoboru pracowników, a z drugiej strony skłoni firmy do inwestowania więcej w technologie podnoszące produktywność?

Musimy mieć na względzie to, że wzrost kosztów po stronie przedsiębiorców zwiększa ich bodźce do uciekania do szarej strefy. Spodziewałbym się raczej takiej reakcji firm na znaczącą podwyżkę płacy minimalnej niż tych pozytywnych efektów.

Gospodarka krajowa
Problemów rolnictwa nie da się zasypać pieniędzmi
Gospodarka krajowa
Mariusz Zielonka, Konfederacja Lewiatan: Polski eksport zaraz złapie zadyszkę
Gospodarka krajowa
Co nam dała Unia, co jeszcze można poprawić
Gospodarka krajowa
MFW: Polaryzacja światowej gospodarki coraz większa, Polska zieloną wyspą
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Gospodarka krajowa
Nie ma chętnych do władz PFR?
Gospodarka krajowa
Zagraniczne firmy już lepiej oceniają Polskę