Kontrakty na obligacje i stopę procentową wciąż bez życia

Banki wciąż wolą handlować pochodnymi na rynku pozagiełdowym. Czy zmieni się to wraz z wprowadzeniem jednolitej licencji bankowej?

Publikacja: 20.05.2019 14:15

Kontrakty na obligacje i stopę procentową wciąż bez życia

Foto: Adobestock

To miał być wielki sukces. Wprowadzone do obrotu w 2013 r. kontrakty na obligacje skarbowe i stopę procentową, wzorem innych parkietów, na których tego typu instrumenty cieszą się dużą popularnością, miały stać się ważną częścią rynku terminowego.

– Zarządzanie ryzykiem stopy procentowej jest koniecznością we współczesnym świecie. Od teraz będzie to możliwe z wykorzystaniem instrumentów transparentnego i bezpiecznego rynku publicznego. Liczymy, że dzięki rozszerzeniu oferty GPW o tej klasy aktywa wzrośnie atrakcyjność i płynność różnych kategorii instrumentów oferowanych przez spółki z grupy kapitałowej GPW. Wprowadzenie do obrotu kontraktów terminowych na stopę procentową oraz obligacje skarbowe wpisuje się w działania GPW, których celem jest dostarczanie narzędzi wspomagających rozwój polskiego rynku oraz dalszy rozwój linii biznesowych GPW i konsekwentne podnoszenie konkurencyjności naszej oferty – mówił przy okazji wprowadzania do obrotu kontraktów na obligacje i stopę procentową Adam Maciejewski, ówczesny szef warszawskiej giełdy. Na pobożnych życzeniach się jednak skończyło. Obrót kontraktami praktycznie nie istnieje.

Płynność, płynność i jeszcze raz płynność

Podchody do kontraktów na obligacje GPW robiła już w 2005 r. Próba ta jednak skończyła się niepowodzeniem. Z racji braku zainteresowania tymi instrumentami giełda wycofała je z obrotu po dwóch latach. Po kilku latach wróciła jednak do tych instrumentów, ale na razie wszystko wskazuje na to, że i ten ruch skończy się fiaskiem. W całym 2013 r. obrócono zaledwie 13 kontraktami na stopę procentową i 26 pochodnymi na obligacje skarbowe. W 2014 r. sytuacja wygląda już nieco lepiej, ale i tak była daleka od ideału. Liczba transakcji kontraktami na stopę procentową wyniosła 99. Do tego dochodzi także 75 transakcji na kontraktach na obligacje. Kolejne lata nie przyniosły przełomu. W tym roku można już nawet mówić o śmierci tego rynku. W ciągu czterech miesięcy na rynku kontraktów na obligacje dokonano zaledwie jednej transakcji, zaś na rynku pochodnych na stopę procentową zawarto tylko pięć transakcji.

Co prawda przy okazji wprowadzania kontraktów do obrotu przedstawiciele warszawskiej giełdy przekonywali, że może to być ciekawa opcja również dla inwestorów indywidualnych, jednak od początku było wiadomo, że kluczem do sukcesu tego rynku są banki. To właśnie one przede wszystkim obracają tymi instrumentami. Giełda miała być alternatywą dla rynku niezorganizowanego, ale nic z tego nie wynikło. Przez pewien czas główną barierą w rozwoju tej części rynku były ograniczenia inwestycyjne banków, które nie mogły handlować na warszawskiej giełdzie. I to się jednak zmieniło. Wprowadzona bowiem została quasi-jednolita licencja bankowa. Umożliwiła ona bankom, bez konieczności uzyskiwania dodatkowego zezwolenia, obrót na giełdzie na własny rachunek m.in. obligacjami, listami zastawnymi czy też kontraktami terminowymi, których instrumentem bazowym są właśnie obligacje skarbowe, czy pochodnymi na stopę procentową.

GG Parkiet

To jednak nie okazało się lekiem na bolączki giełdowego rynku. Banki wciąż wolą obracać kontraktami poza giełdą. Można nawet powiedzieć, że rynek wpadł we własne sidła. Banki nie dostarczają mu płynności, więc i zainteresowanie nim jest znikome. W tym przypadku aż nadto prawdziwe jest stwierdzenie, że płynność rodzi płynność. Problem w tym, że wszyscy cały czas czekają na to, kto pierwszy faktycznie aktywnie zaangażuje się w rozwój tego rynku, ale chętnych jak nie było, tak nie ma. Banki wolą więc handlować na dobrze im znanym rynku pozagiełdowym, gdzie płynność nie jest żadnym problemem. Inna sprawa, że brak płynności na rynku giełdowym powoduje, że i spready pozostawiają wiele do życzenia i tym samym utrudniają handel.

Licencja w centrum uwagi

Temat braku obrotu na giełdowym rynku kontraktów na stopę procentową i obligacje jest podnoszony teraz przy okazji dyskusji na temat strategii rozwoju rynku kapitałowego. Jednym z jej pomysłów jest bowiem wprowadzenie pełnej jednolitej licencji bankowej, która otworzy bankom na oścież drzwi na giełdowy rynek. Pomysł jej wprowadzenia popiera chociażby Związek Banków Polskich.

„Obecnie banki mogą nabywać lub zbywać na własny rachunek bez zezwolenia na prowadzenie działalności maklerskiej jedynie niektóre instrumenty finansowe. Zakres tych instrumentów jest niewątpliwie zbyt wąski. Zmiana tego stanu rzeczy pozwoliłaby bankom na znaczące poprawienie płynności na rynku kapitałowym. Warto podkreślić, że to banki z racji wielkości kapitałów, rozbudowanych systemów zarządzania ryzykiem i odpowiednio rozbudowanej struktury IT mogłyby się stać w krótkim czasie znaczącym uczestnikiem rynku, wypełniając lub uzupełniając istniejące luki rynkowe" – argumentuje ZBP w uwagach przesłanych do strategii rozwoju rynku. Pomysł wprowadzenia jednolitej licencji bankowej popiera także Narodowy Bank Polski, chociaż też jasno podkreśla, że nie stanie się to receptą na wszystkie rynkowe bolączki.

„Samo zniesienie podwójnego licencjonowania działalności maklerskiej wykonywanej przez banki może okazać się niewystarczające do zapewnienia wzrostu zaangażowania tych instytucji w animowanie poszczególnych segmentów GPW. Rozpoznanie działań niezbędnych do realizacji tego postulatu w dalszym ciągu wymaga pogłębionej analizy, z której wnioski powinny znaleźć się w strategii" – czytamy w piśmie NBP.

Uwaga na skutki uboczne

Zatem wiara w to, że jednolita licencja bankowa odmieni giełdowy rynek kontraktów terminowych na stopy procentowe i obligacje skarbowe, może okazać się zgubna. Banki, nawet jeśli dostaną praktycznie nieograniczony dostęp do giełdy, wciąż mogą handlować wskazanymi instrumentami poza rynkiem zorganizowanym, który w tym momencie ma więcej argumentów. Z drugiej strony jednolita licencja bankowa to nie tylko szansa, ale też i zagrożenia.

Boją się jej przede wszystkim maklerzy. Branża cały czas podkreśla, że wprowadzenie jednolitej licencji bankowej może mieć zgubne skutki dla rynku kapitałowego.

„Rynki kapitałowe współpracują, ale też konkurują z bankami. Doświadczenia pokazują, że system anglosaski, z dominującą rolą firm inwestycyjnych i dużym udziałem rynku kapitałowego w finansowaniu gospodarki, znacznie lepiej wspiera rozwój innowacyjnej gospodarki niż systemy zachodnioeuropejskie. Propozycja strategii rozwoju rynku kapitałowego idzie w odwrotnym kierunku" – wskazała w swoich uwagach Izba Domów Maklerskich.

Już zresztą wcielanie kolejnych domów maklerskich w struktury banków potwierdza, że obawy brokerów są jak najbardziej uzasadnione. Działalność maklerska w strukturach banku często, zamiast być rozwijana, jest po prostu ograniczana. Tym samym rynek kapitałowy i giełda są spychane na margines.

W dyskusji o jednolitej licencji bankowej nie można więc myśleć punktowo. Owszem, ma ona szansę poprawić płynność rynków – w tym również rynku kontraktów na obligacje i stopę procentową – ale i zagrożeń z niej płynących na tę chwilę jest co niemiara.

Opinie

Paweł Lasiuk, rzecznik prasowy, Giełda Papierów Wartościowych

Obrót instrumentami bazowymi dla kontraktów jest dokonywany bezpośrednio przez banki na rynku międzybankowym. Zgodnie z obwiązującymi przepisami banki, bez pośrednictwa biura maklerskiego, mogą prowadzić obrót na własny rachunek m.in. kontraktami terminowymi na stopę procentową i obligacjami skarbowymi bezpośrednio na GPW. Obecnie prowadzimy rozmowy z kilkoma podmiotami nad uatrakcyjnieniem oferty w tym segmencie w celu zachęcenia tych instytucji do zawierania transakcji na rynku giełdowym.

Waldemar Markiewicz, prezes, Izba Domów Maklerskich

Domy maklerskie pozyskują kapitał dla najbardziej dynamicznych i innowacyjnych przedsiębiorstw, dla których kredyt bankowy jest często niedostępny ze względu na ryzyko. Pomagają też inwestorom w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych. Jednolita licencja bankowa stwarza natomiast ryzyko marginalizacji tych kluczowych dla gospodarki funkcji. W ostatnich latach obserwowaliśmy wiele przypadków, w których po wchłonięciu domu maklerskiego w struktury banku modyfikowano zakres jego usług na korzyść sprzedaży produktów bankowych obarczonych mniejszym ryzykiem inwestycyjnym. Z punktu widzenia spółki prawa handlowego, jaką jest bank, jest to rozsądne rozwiązanie, ograniczające ryzyko i zmniejszające koszty. Ale jest szkodliwe dla gospodarki z punktu widzenia funkcji, jakie rynek kapitałowy spełnia w gospodarce. Banki i firmy inwestycyjne finansują inne rodzaje przedsięwzięć inwestycyjnych. Więc jeżeli chcemy oprzeć dalszy wzrost gospodarczy na wiedzy i innowacjach, musimy postawić na rozwój rynku kapitałowego, w tym na budowę silnego sektora krajowych domów maklerskich.

Finanse
Roszady w rejestrze shortów
Finanse
ZBP: Kredyt „Mieszkanie na start” wcale nie taki atrakcyjny
Finanse
Sławomir Panasiuk zamienia KDPW na GPW
Finanse
WIG20 obchodzi 30 urodziny. W ostatnich latach przeżywał prawdziwą huśtawkę nastrojów
Finanse
Szansa na małą dywersyfikację oszczędności emerytalnych
Finanse
Rozliczenie roczne dla pasywnych i aktywnych