O ile sama idea wprowadzenia pracowniczych planów kapitałowych (PPK) zbierała pozytywne opinie zainteresowanych stron, o tyle projekt ustawy, przekazany 15 lutego do uzgodnień międzyresortowych i publicznych konsultacji, spotkał się z falą krytyki. Z uwag, które wpłynęły do Rządowego Centrum Legislacji, wynika, że najwięcej problemów budzi brak czasu na wprowadzenie zmian, duże koszty dla pracodawców i pracowników, wysokie koszty dla TFI, a przede wszystkim podwójna rola Polskiego Funduszu Rozwoju, który zarówno ma zarządzać swoim PPK, jak i ogarniać całość, oraz konstrukcja programu, która nie rozwiąże kluczowej bolączki systemu, jakim będą głodowe emerytury dla najuboższych.
Mimo krytyki PPK mają zostać wprowadzone. Jak deklaruje minister finansów Teresa Czerwińska, ministerstwo pozostaje zdeterminowane, żeby wprowadzić projekt.
Problem się nie rozwiąże
Podstawowy argument, który przewija się w wielu zgłoszonych uwagach, dotyczy tego, że PPK nie rozwiążą problemu zbyt niskich emerytur osób najgorzej zarabiających.
„Należy liczyć się z masowym wykorzystaniem opcji wystąpienia z PPK przez obligatoryjnie zapisanych uczestników o niskich wynagrodzeniu" – napisała Aleksandra Wiktorow, rzecznik finansowy.
Pojawiły się też uwagi związane dobrowolnością przystępowania do systemu. Wątpliwości Jacka Sasina, przewodniczącego Stałego Komitetu Rady Ministrów, budzi deklarowana dobrowolność uczestnictwa w PPK, która jest realizowana w przypadku ewentualnej rezygnacji z obowiązku odprowadzania składek, i to na podstawie pisemnej deklaracji złożonej podmiotowi zatrudniającemu (składanej co dwa lata), zaś przystąpienie do PPK następuje z mocy prawa (niezależnie od tego, czy składki są odprowadzane czy nie). Sasin proponuje rozważyć, czy odprowadzanie składek do PPK nie powinno następować wyłącznie na wniosek uczestnika złożony w odpowiednim terminie, deklaracja o odmowie odprowadzania składek nie powinna być składana jednorazowo, a ewentualnie w sytuacji, gdy pracownik zmieni zdanie, składałby deklarację o przystąpieniu do PPK.