Regulacje wymuszają gorszą jakość raportowania okresowego

Emitenci zostali zagnani w pułapkę regulacyjną, bo z jednej strony nie są w stanie szybko ukończyć prac nad raportem rocznym, a z drugiej – zobowiązani są do niezwłocznego przekazywania na rynek wszelkich istotnych informacji

Publikacja: 27.06.2019 06:00

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, SEG

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, SEG

Foto: materiały prasowe

Od wielu lat wysiłki regulatorów i nadzorców zmierzają do tego, aby przeciwdziałać wykorzystaniu informacji poufnej na rynku kapitałowym. Historycznie cel ten realizowany był za pomocą wielu środków, które niekoniecznie były efektywne, więc do zakazu wykorzystywania informacji poufnej dodawano nowe wymogi: coraz więcej obowiązków informacyjnych, okresy zamknięte, informowanie o transakcjach menedżerów i osób powiązanych. Jednocześnie te wcześniejsze wymogi pozostawały, w związku z czym mamy obecnie spore zagęszczenie regulacji w tym obszarze, ale inwestorzy raczej na tym tracą, niż zyskują.

Stosunkowo niska efektywność organów ścigania w zakresie wykorzystywania informacji poufnej popchnęła regulatorów w kierunku coraz dalej posuniętej otwartości informacyjnej spółek giełdowych, gdyż teoretycznie im mniejsza jest luka informacyjna między menedżerami a inwestorami, tym mniejszy potencjał do wykorzystania informacji poufnej. To proste rozumowanie ma jednak dwie podstawowe wady. Mniejsza luka to mniejsze zarobki inwestorów, bo przecież publicznie dostępne raporty odkrywają emitentów przed konkurencją (zwłaszcza tą nienotowaną).

Można by było to jakoś zaakceptować jako oczywistą cenę za obniżenie ryzyka, gdyby nie druga wada – otóż zwiększenie wymogów informacyjnych emitentów (zarówno w obszarze ilościowym, jak i jakościowym) nie powoduje lepszej dostępności informacji dla inwestorów. Brzmi to jak herezja, ale dane empiryczne niestety tę hipotezę potwierdzają. Wyższe wymogi informacyjne powodują, że inwestorzy otrzymują informacje później, a dodatkowo w mniej przewidywalnych terminach i w mniej uporządkowanej formie.

Jeśli spojrzymy na kalendarium publikowania raportów rocznych, to widać wyraźnie, że w ciągu ostatnich lat mamy do czynienia z wyraźnym opóźnieniem raportowania – aż 26 proc. raportów rocznych opublikowanych zostało w II połowie kwietnia (bez 30.04) lub wręcz w ostatnim możliwym terminie (30.04, a nawet 01.05) – 21 proc. Dla porównania w 2018 r. było to odpowiednio 37 i 6 proc., a w 2017 r. – 30 i 1 proc. (dane za PRK Doradztwo Giełdowe). Nie wynika to ze złej woli emitentów (wręcz przeciwnie, przecież oni by chcieli jak najszybciej opublikować istotne informacje, aby minimalizować ryzyko nieuprawnionego ich wykorzystania), ale z puchnących wymogów dotyczących samego zakresu raportowania (dochodzi m.in. coraz bardziej obszerny zakres danych niefinansowych) oraz sposobu prowadzenia badania przez biegłego rewidenta.

Emitenci zostali zagnani w pułapkę regulacyjną, bo z jednej strony nie są w stanie szybko ukończyć prac nad raportem rocznym, a z drugiej – zobowiązani są do niezwłocznego przekazywania na rynek wszelkich istotnych informacji (a raport roczny jest przecież niezwykle ważny dla inwestorów). Starają się z tej pułapki wydobyć poprzez niezwłoczne publikowanie wyrywkowych danych szacunkowych. A zatem inwestorzy zamiast kompletnego raportu rocznego, zbadanego przez biegłego, publikowanego zgodnie z wcześniej ogłoszonym harmonogramem otrzymują fragmentaryczne, niezweryfikowane dane, udostępniane z zaskoczenia.

Podczas ostatniej edycji Kongresu Relacji Inwestorskich Spółek Giełdowych SEG miałem przyjemność prowadzić symulację opracowywania i publikowania raportu rocznego „zwykłej spółki SA". Uczestnicy (ponad 200 osób najlepiej znających problematykę relacji inwestorskich w Polsce) mogli w trakcie symulowanych prac nad raportem rocznym podejmować decyzje dotyczące terminu i zakresu udostępniania danych inwestorom. Potwierdzili oni widoczny bardzo wyraźnie trend do publikowania danych finansowych na możliwie wczesnym etapie.

Aż 43 proc. spośród nich jest skłonnych publikować szacunki grupy na podstawie danych jednostkowych przed konsolidacją (choć większość z nich tylko wówczas, jeśli z tych danych łatwo można wyliczyć wynik skonsolidowany), a 74 proc. uważa, że można publikować szacunki na podstawie wstępnych danych skonsolidowanych. Z jednej strony to bardzo dobrze, bo inwestorzy będą otrzymywać informacje wcześniej, ale przecież musimy pamiętać, że są to dane sprzed audytu. Rodzi to zatem taką konsekwencję, że konieczne staje się raportowanie przebiegu prac biegłego rewidenta. Aż 61 proc. jest zdania, że należy publikować informację o samym tylko zaleceniu zawiązania istotnych rezerw (z tego 20 proc., jeśli spółka uważa, że się zastosuje, a 41 proc. w każdym przypadku), a następnie o fakcie zawiązania takich rezerw (tu uczestnicy byli prawie jednomyślni, bo poparli to w 90 proc.).

W ten sposób dochodzimy powoli do „raportowania sekundowego" – transmisji na żywo wydarzeń zachodzących w spółce, co – paradoksalnie – prowadzi do nierównego dostępu do informacji, zwłaszcza z perspektywy inwestorów indywidualnych. Nie są oni bowiem w stanie śledzić tak wielu komunikatów, zwłaszcza że pojawiają się one poza opublikowanym wcześniej harmonogramem.

Tak oto, niosąc na sztandarach walkę o dobro inwestorów, doprowadziliśmy do sytuacji, w której inwestorom coraz trudniej jest podejmować decyzje inwestycyjne oparte na rzetelnych danych.

Mirosław Kachniewski

prezes zarządu, SEG

Felietony
Ile odliczać?
Felietony
Zbieranie danych do ESRS-ów
Felietony
Nowa epoka w prospektach?
Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek