Pekin łowi chińskie jednorożce

Spółki, aby przeprowadzić publiczne oferty akcji, nie będą musiały uzyskiwać akceptacji prospektów przez Komisję Papierów Wartościowych. Wystarczy, że zarejestruje je giełda.

Publikacja: 23.04.2019 05:00

Tomasz Świderek, publicysta ekonomiczny

Tomasz Świderek, publicysta ekonomiczny

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to w połowie roku zaczną się notowania na Shanghai Science and Technology Innovation Board, rynku giełdy w Szanghaju przeznaczonym dla technologicznych i biotechnologicznych startupów. Chiny liczą, że dzięki jego uruchomieniu uda się powstrzymać lokalne jednorożce przed ucieczką na zagraniczne giełdy.

W 2018 r. w Chinach urodziło się 37 jednorożców, czyli startupów wycenianych w prywatnych transakcjach na nie mniej niż miliard dolarów. Ich łączna wartość to 84 mld dolarów. W tym samym czasie pojawiło się 14 europejskich i 55 amerykańskich jednorożców. W Chinach – według danych firmy badawczej CB Insight – na początku marca było 91 jednorożców, w tym dwa z pięciu najwyżej wycenianych na świecie. Więcej jednorożców było tylko w USA.

Dotychczas chińskie jednorożce, jeśli decydowały się na notowania giełdowe, to wybierały zagraniczne giełdy. Tak postąpiły m.in. Alibaba i Temcent. W ostatnich miesiącach na IPO za granicą – w Hongkongu lub USA – zdecydowały się takie technologiczne spółki, jak Mobvista (marketing mobilny), iDreamSky (dystrybutor gier), Shanghai Junshi Biosciences (biotechnologia), Futu Holdings (internetowy dom maklerski), Maoyan Entertainment (internetowa platforma biletów do kin), CStone Pharmaceuticals (biotechnologia) i Ruhnn Holding (platforma marketingowa dla influencerów).

Chiny chciałby, aby rodzime jednorożce – te dzisiejsze i te, które urodzą się jutro – były notowane na chińskich giełdach. Stąd pomysł stworzenia specjalnego rynku dla technologicznych i biotechnologicznych startupów.

Jak na chińskie warunki ma to być nietypowy rynek. Jego utworzenie ogłosił w listopadzie ub.r. chiński prezydent Xi Jinping. I już to pokazuje wysoką rangę tego projektu. Shanghai Science and Technology Innovation Board jest elementem, a w zasadzie swoistym eksperymentem w reformie całego chińskiego rynku kapitałowego. W odróżnieniu od pozostałych rynków na giełdach w Szanghaju i Shenzhen mają na nim obowiązywać bardzo liberalne zasady dopuszczenia do notowań.

Spółki, aby przeprowadzić publiczna ofertę akcji, nie będą musiały uzyskiwać akceptacji prospektów przez Komisję Papierów Wartościowych. Wystarczy, że zarejestruje je giełda, która ma trzy miesiące na przejrzenie aplikacji. Ma to skrócić koszmarnie długą, trwającą dziś w niektórych przypadkach nawet kilka lat drogę spółek do notowań na chińskich giełdach. Aktualnie na dopuszczenie do obrotu giełdowego w Chinach czeka około 1800 spółek, z których blisko 300 ma prospekty przejrzane, przeanalizowane i zatwierdzone przez ChKPW i teraz czeka na swoją kolejkę do przeprowadzenia IPO. A liczba ofert, a także maksymalna wycena spółki w IPO jest limitowana, by w ten sposób chronić rynek przed przegrzaniem.

W odróżnieniu od innych rynków giełd w Szanghaju i Shenzhen w dniu debiutu na Shanghai Science and Technology Innovation Board ma nie być maksymalnego poziomu zmiany ceny akcji. Na dodatek spółki nie będą musiały mieć zysków, a nawet przychodów. Istotne jest to, by były obiecującymi spółkami technologicznymi.

Uproszczone warunki dopuszczenia do obrotu to niejedyna planowana innowacja. Inwestowanie na Shanghai Science and Technology Innovation Board ma być dostępne tylko dla inwestorów posiadających co najmniej dwuletnie doświadczenie w handlu na giełdzie i przynajmniej 500 tys. juanów (75 tys. dolarów). Ma to przynajmniej w części ograniczyć dostęp do rynku zakochanych w hazardzie drobnych chińskich inwestorów.

Druga nowość to plan wprowadzenia zasady, że oferujące w IPO akcje debiutanta domy maklerskie i banki inwestycyjne muszą kupić część – w zależności od wartości emisji od 2 do 5 proc. – sprzedawanych w ofercie papierów i zachować je w portfelu przynajmniej przez dwa lata.

Ten pomysł budzi kontrowersje. Jedno twierdzą, że to dobry bezpiecznik, który ograniczy napływ na Shanghai Science and Technology Innovation Board akcji spółek, które wkrótce po debiucie zbankrutują. A, że nie jest to czcza obawa, świadczą przykłady z historii chińskich IPO. Przy okazji zasada ma zabezpieczać przed zbyt wysoką wyceną akcji w ofercie. Przeciwnicy argumentują, że w IPO rolą brokerów i banków inwestycyjnych jest dostarczenie inwestorom akcji nowych spółek, a nie bycie inwestorem. Dodają, że mając swoistą gwarancję w postaci zainwestowanych przez brokera pieniędzy, inwestorzy mogą poczuć się zwolnieni z analizowania spółki przed zakupem jej akcji. Na dodatek nowa reguła faworyzuje duże zasobne w fundusze banki inwestycyjne – one na pewno będą w stanie „wziąć na książkę" obowiązkowe pakiety – i może spowodować wyparcie z rynku IPO mniejszych konkurentów.

O ile pewne jest, że nowy rynek w tym roku ruszy – szanghajska giełda w ciągu pierwszych trzech tygodni od otwarcia rejestracji chętnych zebrała 50 zgłoszeń – to nie ma żadnej pewności, że powstrzyma chińskie jednorożce przed ucieczką na zagraniczne giełdy. W ostatecznym rozrachunku liczy się bowiem dostępność rynku dla zagranicznych inwestorów, jego płynność, a także tak banalna rzecz, jak prestiż z bycia notowanym w USA czy Hongkongu.

Felietony
Ile odliczać?
Felietony
Zbieranie danych do ESRS-ów
Felietony
Nowa epoka w prospektach?
Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek