Tak jak można było spodziewać się rano, wtorek nie przyniósł większych emocji na rynku walutowym. Pusty kalendarz makroekonomiczny sprawił, że byliśmy świadkami niewielkich ruchów, co odbiło się także na naszej walucie.
Złoty czeka na impuls
Złoty nieznacznie tracił na wartości, ale był to raczej symboliczny ruch. Po południu dolar był wyceniany na 3,62 zł, czyli o 0,2 proc. więcej niż wczoraj. Euro było wyceniane na 4,25 zł, czyli tyle samo co wczoraj. Podobnie było w przypadku franka, który kosztował 4,55 zł. – Bieżący tydzień nie przynosi jak dotąd bardziej znaczących zmian nastrojów – popyt nieznacznie przeważa, wyczekując przyszłotygodniowego posiedzenia Fed. Inwestorzy zakładają, iż ostatnie słabsze dane z amerykańskiego rynku pracy, połączone z mocnymi rewizjami, skłonią FOMC do obniżki o 25 pkt bazowych. Co ciekawe na popularności zyskują również opinie sugerujące nawet możliwe większe cięcie. W całym zamieszaniu w USA dot. zmian kadrowych w Fed czy urzędzie statystycznym należy w tle pamiętać o wpływie ceł i taryf Trumpa, które zmieniły krajobraz handlu. Rynek zakłada jednak, iż Fed będzie w stanie wesprzeć gospodarkę swoimi decyzjami, a więc ponownie jesteśmy nieco w układzie „im gorzej, tym lepiej”, przynajmniej krótkoterminowo – wskazuje Konrad Ryczko, analityk DM BOŚ.
Być może większe atrakcje czekają inwestorów w środę. Szansę na to daje kalendarz makroekonomiczny. W nim kluczową rolę mogą odegrać dane o inflacji PPI w Stanach Zjednoczonych. Poszukiwacze większej zmienności muszą przynajmniej na razie uzbroić się w cierpliwość.