Prezes Glapiński brzmiał nadzwyczaj jastrzębio podczas ostatniego posiedzenia wskazując, że bliżej wciąż jest do podwyżek niż do obniżek, a z kolei premier Morawiecki widzi szanse na cięcie stóp procentowych pod koniec roku. Do tego wszystkiego nowe obietnice dotyczące benefitów na dzieci, które w dłuższym terminie mogą opóźnić dojście celu do inflacji. Jak w końcu będzie z tymi stopami i jak zachowa się polski złoty?
Złoty w ostatnim czasie pozostaje ekstremalnie mocny z testem EURPLN okolic 4,50 zł, natomiast USDPLN znalazł się na moment na poziomie 4,10 zł, tuż przed odbiciem w okolice 4,15 zł. Trudno doszukiwać się tu podstaw rosnącej w siłę gospodarki. Patrząc na twarde dane niemal wszędzie obserwujemy spowolnienie. Słabiej zachowuje się konsument, a spadek inflacji to nie tylko efekt nieco mniejszego popytu, ale również spadających cen surowców. Płace rosną, ale zdecydowanie wolniej, choć wciąż za wysoko, jak na 2,5% cel inflacyjny. NBP widzi 50% prawdopodobieństwo, że ten cel zostanie osiągnięty w 2025 roku. Dodatkowo wydaje się to mniej prawdopodobne, jeśli założymy, że od przyszłego roku faktycznie dojdzie do zwiększenia flagowego benefitu pt. 500+ na 800+. Oczywiście wpływ transferów może być różny, ale z pewnością nie doprowadzi do tego, że cel inflacyjny zostanie osiągnięty szybciej. Z kolei premier Morawiecki uważa, że podstawy do obniżki stóp procentowych pojawią się na koniec tego roku. Może to być związane z chęcią pewnych obietnic przed wyborami, choć najprawdopodobniej po jesiennych wyborach nikt nie będzie zastanawiał się nad przedwczesną podwyżką. Z drugiej strony baza związana z wysokimi cenami paliw z maja, czerwca i lipca zeszłego roku, a do tego ekstremalne ceny gazu z sierpnia zeszłego roku mogą spowodować, że główna inflacja na koniec wakacji znajdzie się faktycznie na poziomie jednocyfrowym. To może rozpocząć dyskusję na temat obniżek, choć zagadką będzie to, gdzie znajdzie się wtedy inflacja bazowa.
Na ten moment obserwujemy szarżę polskiego złotego. Widać, że rynek nie jest skory do kupowania dolara przy dosyć sporym ryzyku potencjalnego bankructwa USA (choć to wydaje się niemal nieprawdopodobne). Chociaż realne stopy procentowe w Polsce są bardzo niskie, to jednak nominalne dosyć wysoko na tle zagranicy, a dodatkowo przy napływie zagranicznego kapitału, potencjalne zyski wydają się być stabilne. Wobec tego, jeśli nie dojdzie do jakiegoś załamania gospodarczego, być może związanego z upadkiem USA, nie jest wykluczone, że za dolara jeszcze w tym roku zapłacimy 4 zł, a za euro okolice 4,20-4,30 zł.
Dzisiaj po godzinie 08:00 za dolara płacimy 4,1492 zł, za euro 4,5094 zł, za funta 5,1877 zł, za franka 4,6327 zł.
Michał Stajniak, CFA