Żeby było jasne – spadek PKB w USA w drugim kwartale tego roku faktycznie wypełnia definicję technicznej recesji, tj. dwa kolejne kwartały spadku realnego PKB po uwzględnieniu wahań sezonowych. Dla rynku jednak znaczenie ma kondycja gospodarki, a nie definicja. Nie chodzi o to, aby bagatelizować słabą koniunkturę z pierwszego półrocza, ale aby zyskać szerszy kontekst. Amerykańska gospodarka nadal jest większa niż w ostatnim kwartale 2019 (czyli przed pandemią). Tego samego nie można powiedzieć ani o niemieckiej, ani o japońskiej (nie mamy danych za drugi kwartał, ale w pierwszym były o ok. 2% mniejsze niż przed pandemią). Ponadto liczy się to, co przyniosą kolejne kwartały – i na to przede wszystkim gra rynek.
Rentowności amerykańskich 10 latek od połowy czerwca spadły z poziomu 3,48% do okolic 2,65%. To potężny ruch mając na uwadze fakt, że inflacja za czerwiec jeszcze przyspieszyła. Rynek jednak „grał pod recesję” i to nawet nie tą obecną, formalną, ale faktyczną, oznaczającą istotne pogorszenie koniunktury. Takowe miałoby zmusić Fed do cięcia stóp, co z punktu widzenia rynku byłoby mile widziane. To właśnie ten spadek kosztu pieniądza stoi za silnym odbiciem na Wall Street. Myślenie rynku jest jednak dość życzeniowe i wymagać będzie zauważalnego spadku presji inflacyjnej w najbliższym czasie. Jeśli tak się nie stanie Fed będzie musiał prowadzić twardą politykę w obliczu pogarszających się danych – i nie chodzi tu właśnie o techniczną recesję, ale szereg innych wskaźników pokazujących wytracanie tempa przez gospodarkę.
Na razie jednak nastroje są świetne. Publikowane w tym tygodniu wyniki spółek technologicznych wpisały się w ten sentyment. Fatalne wyniki podał jedynie Facebook, którego notowania są już niewiele powyżej covidowych dołków! Wyniki Google i Amazona były przyzwoite, a Microsoftu i Apple solidne. Do tego Microsoft i Amazon podały optymistyczne prognozy, a szef Apple stwierdził, że na razie nie widzi negatywnego wpływu otoczenia gospodarczego na popyt na iPhony. Ponieważ rynek miał spore obawy odnośnie tych raportów, to wystarczyło, a gra pod „pivot Fed” zapewniła mocne odbicie indeksów.
Na walutach tego pozytywnego sentymentu jest znacznie mniej. Kurs EURUSD oscyluje co prawda w okolicach 1,02, jednak to bardzo umiarkowane wzrosty po wcześniejszym teście parytetu. Kryzys energetyczny w Europie, cały czas wisi nad notowaniami walut. Dziś poznamy wstępne dane o niemieckim PKB za drugi kwartał oraz lipcowej inflacji w Polsce (obydwie publikacje o 10:00). O 7:35 euro kosztuje 4,7689 złotego, dolar 4,6685 złotego, frank 4,9090 złotego, zaś funt 5,6964 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA