Cena ropy WTI spadała w czwartek o 0,6 proc. Za 1 baryłkę tego surowca płacono po południu nieco ponad 62 USD. Rozejm w Strefie Gazy został więc uznany przez inwestorów za czynnik zmniejszający ryzyko dla dostaw surowca z Bliskiego Wschodu. To niebezpieczeństwo nie było jednak nigdy wysokie. (Nawet w czerwcu, gdy Izrael uderzył w Iran, reakcje rynku były dalekie od paniki. Izraelczycy nie zdecydowali się wówczas bowiem na bombardowania irańskich instalacji naftowych.) Od początku roku ropa naftowa gatunku WTI staniała o ponad 13 proc. W ciągu dwóch lat konfliktu w Strefie Gazy cena zmniejszyła się natomiast o prawie 28 proc., do czego przyczynił się głównie wzrost podaży surowca oraz obawy dotyczące popytu. Grupa OPEC+ podnosi wydobycie surowca, a rośnie ono również w USA. Tymczasem prognozy dla popytu nie są szczególnie „bycze”.

Na rynku naftowym brakuje więc czynników, które prowadziłyby do dużego wzrostu cen. Teoretycznie takim czynnikiem mógłby być ewentualny amerykański atak na Wenezuelę, ale znaczenie wenezuelskiej ropy dla rynku mocno spadło w ostatnich latach, wraz z załamaniem produkcji z tamtejszych złóż.

W trakcie czwartkowej sesji rosły za to ceny metali przemysłowych. Aluminium zyskiwało 1 proc., a miedź 2 proc. na giełdzie w Londynie. Złoto lekko traciło i za 1 uncję tego kruszcu płacono po południu 4041 USD. Tymczasem srebro drożało wówczas o 1,3 proc. Za jedną jego uncję płacono aż 50,03 USD. Przebity więc został szczyt z kwietnia 2011 r. i ustanowiony został nowy rekord wszechczasów.