– Nie sądzę, by konkurs był najlepszym pomysłem – komentuje Józef Czyczerski, szef miedziowej Solidarności i członek rady nadzorczej KGHM z wyboru pracowników. – Spółka jest kontrolowana przez Skarb Państwa, cały czas podlega jego wpływom, dlatego decydenci powinni wziąć odpowiedzialność za obsadę stanowiska i wskazać swojego przedstawiciela, zamiast stwarzać pozory – dodaje. Zdaniem Czyczerskiego najlepiej, gdyby prezesem został ktoś z wewnątrz grupy. – Osoba spoza organizacji będzie potrzebowała minimum pół roku, żeby „nauczyć się" KGHM, a biorąc pod uwagę skalę problemów, przed jakimi stoi grupa, to za dużo czasu – dodaje.
Będzie to trzeci konkurs na szefa KGHM w najnowszej historii spółki (a czwarty w ogóle). W 2008 r. postępowanie wygrał Mirosław Krutin, człowiek spoza KGHM, ale dotrwał na stanowisku do upływu kadencji w czerwcu 2009 r. Jego miejsce zajął Herbert Wirth, związany od lat z Polską Miedzią. W 2012 r. menedżer nie miał dobrych notowań u polityków, ale ostatecznie wygrał konkurs. Na trzecią kadencję Wirth został powołany w klasyczny sposób, podobnie stanowiska otrzymali jego następcy: Krzysztof Skóra i Domagalski-Łabędzki.
Niewykluczone, że konkurs przeprowadzi rada w nowym składzie – zmiany personalne są w porządku obrad walnego zgromadzenia, które odbędzie się 15 marca.
W poniedziałek do zmian kadrowych w KGHM odniósł się minister energii Krzysztof Tchórzewski, którego nadzorowi podlega spółka. Powiedział dziennikarzom, że oczekiwana jest zmiana w zarządzaniu aktywami koncernu za granicą oraz zwiększenie inwestycji krajowych.
W poniedziałek kurs KGHM spadał o maksymalnie 2,6 proc., do 101,3 zł. ar
