Mariusz i Paweł Szataniakowie pierwsze pieniądze zarobili na początku lat 90. minionego wieku, jeszcze jako nastolatki. – Zamiłowanie do ciężkiej pracy odziedziczyliśmy po rodzicach. Byli nauczycielami, ale podejmowali się również dodatkowych zajęć – założyli pieczarkarnię, uprawiali warzywa – wspomina Paweł Szataniak.
[srodtytul]Motoryzacyjny początek[/srodtytul]
Bracia uczyli się w technikach – Mariusz w budowlanym, Paweł w mechanicznym, a w tzw. międzyczasie parali się m.in. sprowadzaniem samochodów z Zachodu. Interes szedł dobrze. Szybko wpadli jednak na nowy pomysł. Postanowili zająć się przewozem towarów z Niemiec i krajów Beneluksu do Polski. – Zaryzykowaliśmy i zarobione wcześniej pieniądze zainwestowaliśmy we własny sprzęt – opowiada Paweł Szataniak. Kupiona naczepa ciężarowa nie spełniała jednak norm unijnych – była za krótka. Zamiast zlecić jej przedłużenie, bracia zrobili to samodzielnie. W taki sposób weszli w nowy biznes: przedłużanie naczep. Jak się okazało – dzięki niemu wypłynęli na szersze wody.
[srodtytul]Z masarni na GPW[/srodtytul]
W 1995 r. bracia, za radą mamy (w rodzinie było wielu masarzy) kupili masarnię, należącą do Gminnej Spółdzielni w rodzinnym Ruścu koło Bełchatowa. Przejmując przetwórnię, postanowili rozpocząć produkcję dań gotowych. Na przeszkodzie w rozkręceniu biznesu stanęły problemy z pozyskiwaniem opakowań – słoików. – Popyt na nie był tak duży, że huty szkła nie nadążały z ich produkcją i na realizację zamówień trzeba było czekać rok – wspomina Paweł Szataniak.