Obligacje firm mogą okazać się dobrą propozycją dla kogoś, kto chce odpocząć od ciągłych wahań cen znanych z rynków akcji i pochodnych, lecz jednocześnie nie może pogodzić się z marnotrawstwem, jakim jest trzymanie pieniędzy na lokacie bankowej. Przewidywalny wynik inwestycji z jednej strony, z drugiej zaś jego wysokość znacznie przewyższająca oprocentowanie lokat czy obligacji skarbowych – to największe z zalet obligacji korporacyjnych. Samo inwestowanie nie jest trudne – wystarczy kupić obligacje i... już. Codziennie naliczane odsetki spływają na rachunek maklerski co kwartał lub co pół roku. Mnogość wyboru serii jest na tyle duża, że można tak skonstruować portfel, by odsetki otrzymywać codziennie (z różnych serii), z wyjątkiem weekendów i świąt. Znając warunki oprocentowania i cenę wykupu obligacji (nominał), inwestorzy mogą przyjąć bierną postawę i całkowicie nie przejmować się wahaniami cen na rynku wtórnym. Ten idylliczny obrazek jest prawdziwy w przypadku ogromnej większości papierów notowanych na Catalyst, ale niestety nie dla wszystkich. Niewielka część emitentów okazuje się niewypłacalna, zatem strategia „kup i trzymaj" nie może nigdy oznaczać „kup i zapomnij". Zawsze trzeba zachować odpowiednią czujność i z zainteresowaniem czytać przynajmniej raporty okresowe emitentów.
Rada mnoży zyski
Każda z kolejnych wymienionych strategii na Catalyst zakłada, że mimo iż wiadomo, po jakiej cenie obligacje zostaną wykupione przez emitenta, to jednak ceny obligacji na rynku wtórnym mogą się wahać, a wahania te mogą być źródłem dodatkowych zysków. Na wahania cen wpływa m.in. ryzyko stopy procentowej. W ostatnim czasie szczególnie opłacalne było posiadanie obligacji o stałym oprocentowaniu, które jest zaletą w warunkach spadających stóp procentowych. Im gwałtowniej stopy spadają, tym większa jest to zaleta. Przykładem niech będą obligacje drogowe emitowane przez BGK o stałym oprocentowaniu na poziomie 5,75 proc. Przed rokiem można je było kupić po nominale (100 proc.), dziś wycena przekracza okazjonalnie 120 proc. Wzrost ceny w połączeniu z naliczonym oprocentowaniem daje 26 proc. zysku z rocznej inwestycji.
Strategia zarabiania na zmianach stóp procentowych jest podobna do „kup i trzymaj", ale nie można zapomnieć, że w razie wzrostu stóp notowania papierów o stałym oprocentowaniu spadną. Jeśli kupiono je po cenie zbliżonej do nominalnej, a wysokość oprocentowania jest akceptowalna, to nie ma problemu. Ale jeśli kupiono je po 120 proc., to może się okazać, że wypłacone odsetki nie pokryją kosztów inwestycji, która zakończy się realną stratą.
Kup i sprzedaj
Tak opisana strategia działa tak długo, jak długo dostęp do informacji o emisjach obligacji jest reglamentowany, a popyt na obligacje firm nie jest zaspokajany w trakcie ofert na rynku pierwotnym. Większość wprowadzanych do obrotu na Catalyst serii obligacji debiutuje powyżej wartości nominalnej, co może być źródłem dodatkowego zysku. Żeby nie zostać gołosłownym, weźmy za przykład obligacje PCC Rokita, które w kwietniowej emisji oferowano z oprocentowaniem stałym na poziomie 7,5 proc. Miesiąc od przydziału obligacje zadebiutowały z ceną 101,2 proc. nominału. Owe 1,2 proc. różnicy między ceną zakupu i sprzedaży pomniejszone o prowizję maklerską (0,19 proc.) daje – łącznie z naliczonymi odsetkami – 19,62 proc. rentowności w skali roku (od papierów oprocentowanych na 7,5 proc.).
W stosowaniu tej strategii kluczowy jest czas, który mija od dokonania zapisu do dnia debiutu (inną wartość ma 1 proc. zarobiony w miesiąc, a inną w pół roku), oraz oczywiście sama cena. Przy zachowaniu odpowiedniej selekcji strategia ta nie jest zbyt ryzykowna – inwestor może co najwyżej zostać z papierami i zyskiem odsetkowym. Od tego się nie bankrutuje.