Dla kogo obligacje przedsiębiorstw

Catalyst. Na Forum Instrumentów Dłużnych przedstawiciele instytucji twierdzili, że obligacje korporacyjne to instrumenty wysokiego ryzyka. Przesadzili.

Publikacja: 29.05.2013 16:00

Dla kogo obligacje przedsiębiorstw

Foto: Fotorzepa, Grzegorz Zawisza GZ Grzegorz Zawisza

Obligacje korporacyjne są instrumentem wysokiego ryzyka dla inwestorów detalicznych, ponieważ nie są oni w stanie samodzielnie rozpoznać ryzyka kredytowego. To zadanie powinni pozostawić profesjonalistom z instytucji zbiorowego inwestowania (funduszom), którzy dzięki swojej wiedzy, umiejętnościom, doświadczeniu i możliwości rozproszenia ryzyka na kilkudziesięciu emitentów, są w stanie inwestować znacznie bezpieczniej niż niedoświadczeni inwestorzy detaliczni.

Tak przestawiona argumentacja otwiera pole do szerokiej polemiki, właściwie na każdym polu.

Gruba przesada

Po pierwsze, samo przedstawienie obligacji korporacyjnych jako instrumentów wysokiego ryzyka jest grubą przesadą. Z pewnością są to instrumenty znacznie mniej ryzykowne niż akcje, a przecież nikt nie zabrania inwestorom detalicznym inwestowania w akcje. Jednym z argumentów przemawiających za większym bezpieczeństwem inwestycji w akcje miałaby być ich większa płynność umożliwiająca wyjście z rynku w każdej sytuacji. To się akurat zgadza, ale nikt nie wspomniał o tym, że wyjście z akcji spółki zagrożonej upadłością oznacza pogodzenie się ze stratą 90–95 proc. kapitału. Co więcej, w razie bankructwa akcjonariusze spłacani są w ostatniej kolejności, za obligatariuszami, którzy mogą być spłaceni z majątku spółki. Jeśli przyjąć, że średnio uda się im odzyskać 50 proc. należności, to jest to wynik nawet 10-krotnie lepszy od wyniku wyjścia z inwestycji z akcji. Że jest to trudniejsze i bardziej pracochłonne? Od zarządzającego funduszem emerytalnym (akurat on wygłosił tę uwagę), który zarządza środkami na moją emeryturę (akurat mam umowę o prowadzenie II filaru właśnie w nim) oczekiwałbym, że wybierze trudniejszą drogę, by ochronić moje środki niż łatwiejszą, która pozwoli może pozbyć się problemu, ale kosztem mojej emerytury.

Gdzie to ryzyko?

Obligacje korporacyjne ze swojej natury (mają pierwszeństwo w spłacie) nie mogą być więc bardziej ryzykowne niż akcje. Oczywiście spektrum jest bardzo szerokie – znajdziemy na Catalyst (i na rynku pierwotnym obligacji) i takie spółki, które są oceniane jako bardzo bezpieczne i które trafiają do portfeli instytucji finansowych o konserwatywnym profilu działania (dlaczego więc nie miałyby trafić też bezpośrednio do inwestorów detalicznych?), i o złej lub bardzo złej sytuacji finansowej, gdzie premią za podjęcie ryzyka jest ponadprzeciętne oprocentowanie lub rentowność na rynku wtórnym (gdy wiadomo już, że obligacje nie zostaną spłacone ze środków spółki). Jeśli z tego spektrum weźmiemy tylko obligacje o najwyższych rentownościach, to rzeczywiście Catalyst może wydać się istnym polem minowym. Ale Catalyst nie wygląda w ten sposób – upadłości, choć nagłaśniane, stanowią wciąż margines rynku. A trzeba pamiętać, że nawet spółki notujące poważne straty często zachowują zdolność do obsługi zadłużenia i spłaty obligacji – zatem obligacje zachowują wartość, czego o akcjach nie można w takich warunkach powiedzieć.

Po trzecie, inwestorzy indywidualni wcale nie są na straconej pozycji, jeśli chodzi o kompetencje. Przedstawiciele instytucji być może chcieliby widzieć w inwestorach detalicznych ludzi, którzy nie znają podstaw finansów, oceny przedsiębiorstw i matematyki, ale tak nie jest. A dzięki powszechnemu dostępowi do sieci, niezwykle łatwo dotrzeć jest do liderów opinii spoza kręgów instytucji finansowych. Fora internetowe pełne są dowodów na to, że przynajmniej część inwestorów detalicznych w pełni rozumie ryzyko inwestycyjne i dzieląc się z innymi opiniami i wątpliwościami, kształtuje świadomość inwestycyjną na o wiele wyższym poziomie, niż życzyliby sobie tego przedstawiciele instytucji finansowych (a często także samych emitentów obligacji).

Przy czym przedstawiciele instytucji finansowych nie mogą bynajmniej uchodzić za wzór do naśladowania, jeśli chodzi o ocenę ryzyka. Obligacje PBG i Polimeksu (ubiegłoroczni bankruci) znalazły się w portfelach większości funduszy emerytalnych i sporej części funduszy obligacji. Nawet w czasie samego forum Krzysztof Rosiński, prezes Getin Noble Banku, przytaczał rozmowy z przedstawicielami instytucji finansowych, gdzie często padającym zdaniem było „kupię, jeśli inni też kupią"... Zjawisko owczego pędu dotyczy, jak widać, także profesjonalistów.

Uwaga na koszty

Na koniec warto zdawać sobie sprawę z kosztów usług profesjonalistów. W przypadku funduszy obligacji korporacyjnych jest to 1,5–2,5 pkt proc. w postaci opłaty za zarządzanie. Przy inwestycji wyłącznie w papiery dużych podmiotów, o dobrym standingu finansowym, opłaty tej wysokości zjedzą 25–40 proc. dochodów odsetkowych (w obecnych warunkach rynkowych). Zakup obligacji tych samych firm na własną rękę wychodzi jednak znacznie taniej, a poziom bezpieczeństwa może być  wyższy. Bo fundusz, który ma w portfelu 80 emitentów, ma znacznie większą szansę trafienia na minę niż inwestor, który ma portfelu obligacje pięciu renomowanych firm.

Marvipol pewny swego. Drobni inwestorzy czekają na PKN Orlen. Prywatne emisje jednak się udają.

PKN Orlen doczekał się zatwierdzenia prospektu emisyjnego przez Komisję Nadzoru Finansowego. Wkrótce ruszy przygotowana kampania medialna. Inwestorzy czekają. Na razie wiadomo tylko tyle, że program wart jest 1 mld złotych, a przynajmniej część podaży  zostanie skierowana do inwestorów detalicznych (w przeciwnym wypadku prospekt byłby zbędny). Warunki emisji, w tym oprocentowanie, to na razie tajemnica znana niewielu.

Emisja Orlenu ma stać się przełomowym wydarzeniem dla rynku obligacji korporacyjnych w Polsce, ponieważ koncern dotrze z informacją o emisji do milionów ludzi (m.in. dzięki spotom reklamowym). Nawet jeśli nie kupią oni obligacji, to sam przekaz obudzi świadomość istnienia takiego instrumentu jak obligacje korporacyjne, a to jest już duży krok naprzód. Dzięki samej kampanii reklamowej liczba inwestorów zainteresowanych tego rodzaju papierami może wzrosnąć kilkakrotnie w stosunku do obecnych wartości.

Wydarzeniem rynkowym dla wtajemniczonych była czwartkowa rezygnacja Marvipolu z promesy leasingu zwrotnego biurowca przy ul. Prostej w Warszawie. Dzięki leasingowi deweloper miał szanse otrzymać 100,8 mln zł, z czego po spłacie kredytów ciążących na nieruchomości zostałoby nieco ponad 60 mln zł. Przydatna suma, biorąc pod uwagę, że w ciągu dwóch miesięcy Marvipol ma do spłacenia obligacje o wartości 55 mln zł, a na nadmiar gotówki do niedawna się nie skarżył. Jednak według opublikowanego raportu kwartalnego Marvipol zwiększył stan gotówki do 32 mln zł na koniec marca z 3,5 mln zł na koniec grudnia.

Wzrost wartości gotówki w kasie oraz uzyskanie promesy zawarcia umowy leasingu zwrotnego bez konieczności jej realizacji wpłynęły zapewne na przebieg rozmów zarządu spółki z inwestorami finansowymi, którzy zgodzili się objąć jej obligacje o wartości 45 mln zł z przeznaczeniem na spłatę dwóch wspomnianych serii obligacji oraz na inwestycje.

Całość wygląda więc na ciekawą biznesową rozgrywkę – Marvipol, który jeszcze niedawno legitymował się krytycznie niskim wskaźnikiem szybkiej płynności, w obliczu zapadających obligacji najpierw upewnił wszystkich zainteresowanych, że w razie potrzeby może po prostu sprzedać swój biurowiec, by zapewnić sobie przetrwanie, a dopiero wpajając to przekonanie inwestorom finansowym, zakończył z nimi negocjacje dotyczące finansowania. W ten sposób deweloper uniknął negocjacji prowadzonych z pozycji petenta i zapewne uzyskane warunki były dzięki temu nieco lepsze.

W zupełnie innej sytuacji jest Gant, który nie może sfinalizować transakcji sprzedaży żadnego ze swoich cennych aktywów i który poinformował, że nie spłaci nawet w odłożonym terminie (23 maja) obligacji, które zapadły 6 maja o wartości 10 mln zł. Tu negocjacje z wierzycielami są wciąż prowadzone, ale efektów – poza silnym przekonaniem zarządu, że uda się je zamknąć – na razie nie widać.

Na koniec omówienia wydarzeń tygodnia warto wspomnieć o udanej emisji Kruka, który z dwóch serii pozyskał 60 mln zł. Z moich informacji wynika ponadto, że sukcesem zakończyły się również inne emisje prywatne plasowane na rynku pierwotnym, w których udział brali inwestorzy detaliczni. Jak widać, rynek szybko wykształcił nową praktykę docierania do inwestorów z informacjami o trwających emisjach, mimo że formalnie informacji tych nie można przekazywać liczbie inwestorów większej niż 149.

Parkiet PLUS
Obligacje w 2025 r. Plusy i minusy możliwych obniżek stóp procentowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Zyski zamienione w straty. Co poszło nie tak
Parkiet PLUS
Prezes Ireneusz Fąfara: To nie koniec radykalnych ruchów w Orlenie
Parkiet PLUS
Powyborcze roszady na giełdach
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Unijne regulacje wymuszą istotne zmiany na rynku biopaliw
Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie