Gigantyczne kolejki, ustawiające się już na wiele dni przed rozpoczęciem przyjmowania zapisów, listy kolejkowe i nocne dyżury – takie obrazki towarzyszyły 20 lat temu ofercie publicznej Banku Śląskiego. Setki tysięcy Polaków miało wówczas pierwszy raz styczność z rynkiem kapitałowym i giełdą. Co ich przyciągnęło na parkiet? Oczywiście łatwe zyski.
1993 rok był – i wciąż pozostaje – najlepszym rokiem w historii GPW, jeśli chodzi o stopę zwrotu indeksu WIG. W ciągu 12 miesięcy główny giełdowy indeks wzrósł z 1040,7 pkt do 12349 pkt, czyli prawie 12-krotnie. Przeciętnie na każdej sesji WIG zyskiwał 3,5 proc. Zarabianie na akcjach, w powszechnym mniemaniu, było zatem banalnie proste. Wystarczyło kupić papiery dowolnej spółki i potrzymać kilka sesji, żeby cieszyć się zyskiem kilkudziesięciu procent – albo i większym, którym w dodatku nie trzeba było dzielić się z fiskusem. Część zysków przejadała za to inflacja, która w 1993 r. wynosiła wciąż 35,3 proc.
1350 procent wyniosła stopa zwrotu z inwestycji w akcje Banku Śląskiego w IPO
20 lat temu na inwestycjach giełdowych nie można było stracić. Akcje wszystkich 22 firm, które były obecne na parkiecie na koniec grudnia, dało zyski. Najwięcej, bo aż 25-krotnie, podrożały akcje Krosno. Najgorszą inwestycją był Sokołów. Zyskał „jedynie" 92 proc., ale tylko dlatego, że zadebiutował na giełdzie dopiero w III kwartale.
Gigantyczne zyski przyciągały na GPW rzesze nowych inwestorów. W ciągu całego roku liczba rachunków inwestycyjnych wzrosła z 76 tys. do 281 tys. Liczba składanych zleceń na każdą sesję pod koniec roku wynosiła już 50 tys. Ich wartość, w porównaniu z 1992 r., wzrosła trzykrotnie, do 4 tys. USD. Obroty w grudniu 1993 r. na każdej sesji były 22-krotnie większe niż rok wcześniej i sięgały 100 mln USD. Wskaźnik obrotu akcjami wynosił aż 195 proc., co oznaczało, że w ciągu roku każdy walor zmieniał właściciela blisko dwukrotnie.