Jak szybko trafi do Polski, jeszcze nie wiadomo, choć Lau Geckler, szef Yota Devices, deklarował niedawno w rozmowie z „Rzeczpospolitą", że negocjował z czterema polskimi operatorami mobilnymi, a realny termin pojawienia się YotaPhone na naszych półkach to IV kwartał.
YotaPhone to smartfon z najnowszą wersją systemu operacyjnego Android: Android Jelly Bean 4.2. Niby kompilacja znana, ale akurat to urządzenie ma spełniać dwie funkcje naraz. Wyposażono je bowiem w dwa ekrany – jeden ciekłokrystaliczny, drugi w technologii „elektronicznego papieru".
To właśnie ta ostatnia funkcja wyróżnia YotaPhone najsilniej spośród znanych do tej pory smartfonów. „Papierowy" ekran, rozwiązanie przygotowane z myślą o czytelnikach e-booków (ale przecież także wszelakich dokumentów, na przykład w formacie pdf), nie błyszczy w słońcu i ma oszczędnie korzystać z baterii telefonu. Dodatkowo bateria smartfona, zgodnie ze specyfikacją – bo na testy jeszcze za wcześnie – jest pojemna. Przypisano jej 2100 miliamperogodzin (mAh), podczas gdy znani poprzednicy zwykle posiadają baterię mieszczącą 1200–1800 mAh. Istotnym elementem jest szybki procesor: dwurdzeniowy, 1,5 gigaherzowy Snapdragon produkcji Qualcommu.
Telefon rosyjskiego producenta ma moduł LTE (jego producent pozycjonuje się jako dostawca urządzeń dla tej technologii przesyłu) i ma działać również w paśmie wykorzystywanym do budowy sieci ultraszybkiego mobilnego Internetu w Polsce (1800 MHz). Orientacyjna cena mieści się w granicach 500–650 USD?(1550–2050 zł).