Kryzys nie sforsował bram Rzymu, ale wciąż daje o sobie znać

Strefa euro. Polityczne wstrząsy i gospodarcza słabość nie zrażają inwestorów do włoskiego długu. Ignorują oni to, że Italii daleko do wyjścia na prostą i nadal nie bardzo pasuje do zdominowanej przez Niemcy unii walutowej.

Aktualizacja: 11.02.2017 09:32 Publikacja: 13.11.2013 15:00

Włoski premier Enrico Letta poradził sobie z Berlusconim, ale nie z kryzysem

Włoski premier Enrico Letta poradził sobie z Berlusconim, ale nie z kryzysem

Foto: Bloomberg

To miało wyglądać na spektakularne ożywienie. Indeks nastrojów włoskich konsumentów skoczył z 86,6 pkt w maju do 95,9 pkt w czerwcu 2013 r. (w październiku wyniósł 97,1 pkt). Indeks mówiący o klimacie gospodarczym skoczył z kolei z 71,1 pkt do 91,6 pkt w ciągu jednego miesiąca. Inwestorzy zareagowali dużymi zwyżkami na giełdzie w Mediolanie i zakupami włoskich obligacji. Po miesiącu okazało się jednak, że rynek przegrał z włoskim sprytem. Duży skok indeksu był wynikiem zmiany metodologii przez państwowy urząd statyczny Istat. Ta sztuczka została zauważona jedynie przez niewielką grupkę włoskojęzycznych ekonomistów, którym chciało się uważnie przyjrzeć danym. Czemu dopuszczono się takiej manipulacji? Być może dlatego, że wielki wpływ na włoskie sfery finansowe mają ekonomiści z mediolańskiego Uniwersytetu Bocconi uważający, że nastroje konsumentów są kluczem do ożywienia gospodarczego. Być może więc ktoś pomyślał, że skoro nastroje są słabe, nic złego się nie stanie, jeśli będą stymulowane za pomocą zmanipulowanych statystyk. Ta historia wiele mówi o kondycji gospodarczej Włoch – kraju, który uniknął najgorszego dzięki umiejętnemu stymulowaniu nastrojów przez Europejski Bank Centralny (kierowany przez włoskiego „finansowego alchemika" Mario Draghiego) i włoskich polityków.

Super-Mario

Rentowność włoskich obligacji dziesięcioletnich wynosi 4,1 proc., czyli mniej niż w przypadku podobnych polskich papierów (4,3 proc.). Dzieje się tak choć, jak wszyscy wiemy, Polska to „zielona wyspa", a Włochy to kraj z ponad 2 bln euro długu publicznego i gospodarką mocno osłabioną przez kryzys. Ledwie dwa lata temu rentowność włoskich dziesięciolatek przekraczała jednak 7 proc. – gwałtownie rosła, a wielu analityków wróżyło Włochom los Grecji. Rynek wymusił dymisję gabinetu miliardera i skandalisty Silvio Berlusconiego i powstanie technokratycznego, probrukselskiego rządu Mario Montiego. Wkrótce potem Draghi ogłosił program preferencyjnych, trzyletnich pożyczek dla banków ze strefy euro, znany jako LTRO.  Na początku 2012 r. rentowność włoskich obligacji zaczęła więc mocno spadać, by piąć się do góry latem zeszłego roku, wraz z eskalacją kryzysu w Hiszpanii. Draghi zatrzymał jednak huśtawkę ogłaszając gotowość do wdrożenia programu OMT, czyli warunkowych zakupów przez EBC obligacji państw będących pod presją rynków. Rentowność znowu zaczęła spadać i wróciła do poziomu z 2010 r. Rynkom nie przeszkadzało, że po drodze Monti przegrał wybory, doszło do powstania kruchego koalicyjnego rządu Enrico Letty i do serii poważnych politycznych turbulencji związanych głównie z Berlusconim. Rynek obligacji w małym stopniu zwracał uwagę na groźbę nowych wyborów we Włoszech i wywrócenia całej polityki „reform" fiskalnych. Wygląda na to, że inwestorzy o kryzysie w Italii nie chcą pamiętać.

– Draghi wysłał rynkom wyraźny sygnał, by nie próbowali walczyć z Europejskim Bankiem Centralnym. Ponadto w rynkowych nastrojach zakorzeniło się przekonanie, że kryzys w strefie euro już się kończy. Rynki ta sprawa przestała zaprzątać już de facto w zeszłym roku. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której obligacje Włoch i innych państw strefy euro zyskują, choć zagrożenia czające się w gospodarce i systemie bankowym wciąż są duże – mówi „Parkietowi" Nicholas Spiro, szef firmy konsultingowej Spiro Sovereign Strategy.

Wstrząsami na włoskiej scenie politycznej i wciąż trudną sytuacją gospodarczą Włoch wydają się nie przejmować również inwestorzy z rynku akcji. FTSE MIB, główny indeks giełdy w Mediolanie, zyskał od początku roku 22 proc., podczas gdy niemiecki DAX wzrósł o 19 proc.

Luigiego brak...

Czy tak wielki rynkowy entuzjazm jest choć w części uzasadniony danymi gospodarczymi? Statystyki PKB dotyczące III  kwartału poznamy już w czwartek i być może okaże się, że Włochy wyszły z recesji trwającej blisko dwa lata. Sondaże PMI wskazują już, że włoski sektor prywatny wszedł w fazę umiarkowanej ekspansji. Sytuacja wciąż jednak jest trudna. Ostatnie, sierpniowe dane o produkcji przemysłowej mówią o jej spadku o 4,6 proc. i spadku nowych zamówień składanych w fabrykach o 6,8 proc.  Stopa bezrobocia wzrosła we wrześniu do rekordowego poziomu 12,5 proc., a wśród ludzi młodych przekracza 40 proc. Inflacja wyhamowała z 2,5 proc. przed rokiem do 0,7 proc. w październiku 2013 r., a wielu ekonomistów wskazuje na realne ryzyko wystąpienia deflacji.

– Recesja stała się bardziej płaska i to wszystko. Dług w stosunku do PKB wzrósł przez ostatnie 15 miesięcy o 15 pkt proc. do 133 proc. PKB, bo nie ma wzrostu gospodarczego. To skutek fiskalnego zaciskania pasa. Robimy ten sam błąd, który zrobiła Grecja – ocenia Antonio Guglielmi, ekonomista z Mediabanca.

Najnowsze prognozy Komisji Europejskiej mówią, że włoski PKB skurczy się w tym roku o 1,8 proc., by wzrosnąć w 2014 r. o 0,7 proc. Włoski rząd spodziewa się w przyszłym roku wzrostu gospodarczego wynoszącego 1 proc., ale niewielu ludzi uważa tę prognozę za realistyczną. KE spodziewa się, że dług publiczny Włoch sięgnie w 2014 r. 134 proc. PKB, a później zacznie lekko spadać. Deficyt finansów publicznych ma się zaś zmniejszyć z 3 proc. PKB w tym roku do 2,7 proc. w przyszłym i 2,5 proc. w 2015 r. Wyliczenia prof. Giuseppe Ragusy z rzymskiego Uniwersytetu Luissa Guido Carli mówią jednak, że w nadchodzących latach włoski dług publiczny będzie rósł w tempie 5 pkt proc. rocznie, nawet jeśli wzrost gospodarczy sięgnie 0,6 proc., czyli poziomu sprzed kryzysu. Polityka zaciskania pasa nie daje więc żadnej gwarancji, że włoski dług publiczny, liczący ponad 2 bln euro, zmniejszy się w jakikolwiek znaczący sposób.

Włochy są wciąż dalekie od naprawienia wewnętrznych strukturalnych przyczyn kryzysu takich jak spadająca konkurencyjność gospodarki, niewydolna machina państwowej administracji i problemy części banków. – Trudno ocenić, ile proces rekonwalescencji może jeszcze potrwać, ale jedno jest pewnie –  bez gruntownych zmian wychodzenie z recesji będzie po prostu niemożliwe. Ważne, żeby nie traktować państw z peryferii strefy euro jako jednorodnej substancji, co obecnie lansowane jest przez  europejskich polityków.  Jest jednak pewien wspólny mianownik – konieczność wsparcia sektora małych i średnich przedsiębiorstw. To właśnie one generują największą liczbę  miejsc pracy i przychodów, które mogą zasilić Skarb Państwa – mówi „Parkietowi" Maciej Jędrzejak, dyrektor zarządzający Saxo Bank Polska.

Nie pomaga im również sytuacja zewnętrzna. Euro umocniło się w tym roku wobec dolara o około 8 proc. Zgodnie z analizami Mediabanca włoska gospodarka jest dużo bardziej wrażliwa na zmiany kursu walutowego od niemieckiej, a umocnienie euro mocno uderza w konkurencyjność Włoch. Nie bez przyczyny włoski minister finansów Fabrizzio Saccomanni wezwał niedawno EBC do luzowania polityki i osłabienia euro. Nie bez przyczyny 74 proc. Włochów biorących udział w sondażu Ipsos przyznało, że jest rozczarowanych euro. Mimo finansowej magii Draghiego i wysiłków włoskich władz po raz kolejny widać, że Włochy nie pasują do eurolandu.

[email protected]

Prodi wzywa państwa południa do buntu przeciw Niemcom

Romano Prodi, były włoski premier, były przewodniczący Komisji Europejskiej, jeden z architektów strefy euro, twierdzi, że Włochy powinny stanąć na czele Bloku Łacińskiego, który miałby postawić się polityce Niemiec. – Francja, Hiszpania i Włochy powinny wspólnie walić pięściami w stół, ale nie robią tego, bo łudzą się, że samodzielnie każde z nich może walczyć o swoje – twierdzi Prodi w wywiadzie dla „Quotidiano Nazionale". Jego zdaniem trzeba Niemcom uświadomić, że narzucana przez nich innym państwom polityka fiskalnego zaciskania pasa prowadzi do ruiny i może wywołać rozpad strefy euro. – Gdyby strefa euro rozpadła się na dwa obszary walutowe – jeden na północy, drugi na południu, to Niemcy zebrałyby, co zasiały. Kurs północnego euro poszedłby dwukrotnie w górę i nie sprzedaliby przez to już żadnego mercedesa w Europie – wskazuje były włoski premier. hk

Parkiet PLUS
Obligacje w 2025 r. Plusy i minusy możliwych obniżek stóp procentowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Zyski zamienione w straty. Co poszło nie tak
Parkiet PLUS
Powyborcze roszady na giełdach
Parkiet PLUS
Prezes Ireneusz Fąfara: To nie koniec radykalnych ruchów w Orlenie
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Unijne regulacje wymuszą istotne zmiany na rynku biopaliw
Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie