W kuluarach menedżerowie opowiadają sobie taką oto anegdotę. Z członkami zarządu z wyboru załogi jest jak z kołem zapasowym w samochodzie. Na co dzień nie wiemy, czy jest, czy go nie ma. Dopiero gdy złapiemy gumę, zaczynamy szukać zapasowego. Okazuje się, że jest! Ale po chwili entuzjazm opada – koło jest uszkodzone i daleko na nim nie zajedziemy. Niesprawiedliwe byłoby wrzucanie wszystkich do jednego worka, dlatego warto osobno przyjrzeć się każdej ze spółek, gdzie pracownicy mają prawo do wyboru członka zarządu. Niewątpliwie jednak ostatnie wydarzenia w Jastrzębskiej Spółce Węglowej pokazały, że warto zastanowić się nad tym, jaka powinna być rola przedstawiciela pracowników w zarządzie firmy. Tym bardziej że niejednokrotnie staje on przed trudnym wyborem – z jednej strony realizuje oczekiwania swoich wyborców, a z drugiej – powinien dbać o dobro spółki. Zdarza się, że te dwie kwestie wzajemnie się wykluczają.
Takie prawo, że można
Prawo do wyboru tzw. wiceprezesa pracowniczego daje ustawa o komercjalizacji i prywatyzacji z 1996 r. W spółkach, które powstały w drodze komercjalizacji, a także po zbyciu przez Skarb Państwa ponad połowy ich akcji, pracownicy wybierają jednego członka zarządu, jeżeli średnioroczne zatrudnienie w firmie wynosi powyżej 500 osób. Kto może zasiadać na takim stanowisku? Niemal każdy. Ustawa nie stawia bowiem szczególnych wymagań kandydatom do rady wybieranym przez pracowników. Nie jest określony na przykład rodzaj i typ wykształcenia. Teoretycznie więc funkcję tę może pełnić nawet osoba, która zakończyła kształcenie na podstawówce. Z tym, że najczęściej zarabiają podobnie do członków zarządu wybieranych w konkursach.
W praktyce załoga wybiera często zasłużonych pracowników, z długim stażem. Na przykład w Polskim Górnictwie Naftowym i Gazownictwie funkcję taką pełni Waldemar Wójcik, absolwent Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, związany z firmą od 1981 r., w której już wcześniej obejmował stanowiska kierownicze. W ubiegłym roku Wójcik zarobił w firmie 1,2 mln zł. Natomiast w Zakładach Azotowych Puławy załoga wybrała Wojciecha Kozaka, absolwenta Politechniki Lubelskiej. Z uwagi na swoją wiedzę i doświadczenie w zarządzie odpowiada za obszar produkcji. Licząc od 1 lipca 2013 r. do końca 2014 r., zarobił on w Puławach nieco ponad 1,2 mln zł.
Zazwyczaj wybierane przez załogę osoby są odpowiedzialne w spółkach za sprawy społeczne i są swego rodzaju pomostem między zarządem a pracownikami, co ma ułatwić porozumienie tych dwóch stron.
Wielki nieobecny
Tymczasem ostatnie wydarzenia w JSW pokazały, że ten model nie zawsze się sprawdza. Wybrany przez załogę do zarządu JSW Artur Wojtków podczas sporu zarządu z pracownikami nie przejął roli mediatora. Sprzeciw wobec planowanych przez zarząd oszczędności, w tym redukcji przywilejów górniczych, a także personalna niechęć pomiędzy liderami związkowymi a ówczesnym prezesem JSW Jarosławem Zagórowskim były tak duże, że doprowadziły do 17-dniowego, wyniszczającego spółkę strajku. W tym gorącym okresie Wojtków ograniczył się do wystosowania listu do górników, w którym zaznaczył, że wszystkie decyzje zarządu dotyczące ograniczenia praw pracowniczych zapadły pomimo jego kategorycznego sprzeciwu. „Konfrontacyjne działania pozostałych członków zarządu są dla mnie, tak jak i dla was, nie do przyjęcia" – napisał Wojtków. Następnie próżno było go szukać na konferencjach prasowych organizowanych wielokrotnie przez zarząd. Nie podpisał się nawet pod oświadczeniem zarządu o spełnieniu jednego z żądań protestujących – odstąpieniu od zamiaru rozwiązania umów o pracę ze związkowcami z kopalni Budryk.