Jeśli się do tego doda czynniki, z którymi przyjdzie się inwestorom zmagać w najbliższej przyszłości, niełatwo będzie budować scenariusze na drugą połowę roku.
WIG20 zaczyna od zera
Trwająca od końca kwietnia spadkowa korekta, mimo że w bardzo podobny sposób obeszła się z głównymi indeksami, zabierając im od 7 do 9 proc., pozostawiła po sobie na koniec pierwszego półrocza zróżnicowany obraz w poszczególnych segmentach rynku. W wyniku jej działania indeks największych spółek znalazł się zaledwie 2 pkt powyżej poziomu z 30 grudnia ubiegłego roku. Zredukowanie całego kilkumiesięcznego dorobku byków musiało podziałać na nich bardzo stresująco. Jednocześnie jednak, choć może to brzmieć paradoksalnie, tworzy warunki sprzyjające podejmowaniu wysiłku zmierzającego do odrobienia strat. Wydaje się bowiem, że spadkowy potencjał uległ wyczerpaniu wraz z dotarciem indeksu do poziomu 2250–2300 pkt, a więc w okolice dolnego ograniczenia trendu bocznego, w którym porusza się on od około trzech lat. Co prawda istnieje jeszcze niebezpieczeństwo zejścia w pobliże 2200 pkt, czyli dołków z czerwca i września 2013 r., ale realizacja takiego scenariusza tylko wzmocniłaby szanse na bardziej trwałe odbicie i ruch w kierunku górnego ograniczenia wspomnianego trendu. Wchodzenie na rynek przy obecnym poziomie groziłoby ewentualną stratą rzędu około 4 proc., dając jednocześnie perspektywę zwyżki o 10–11 proc. Gra wydaje się więc warta świeczki.
Odpowiedź na pytanie, czy realne jest pogłębienie spadku o kolejne 100 pkt, powinna nadejść w najbliższych dniach, gdy prawdopodobnie rozstrzygać się będzie kwestia Grecji. Niezależnie od tego, czy rozstrzygnięcie to będzie miało charakter bardziej trwały czy tymczasowy, powinno tworzyć warunki do ruchu w górę, nawet jeśli byłby on poprzedzony tąpnięciem w wariancie Grexitu.
Szanse i zagrożenia
Założenie oparte na powrocie do trendu bocznego nie jest jedyną przesłanką oczekiwania zwyżki indeksów. Pomijając wspomnianą kwestię Grecji, byki wciąż mogą liczyć na dwa poważne czynniki sprzyjające optymistycznemu scenariuszowi rozwoju sytuacji. Pierwszy związany jest z kontynuacją prowadzonego przez Europejski Bank Centralny programu skupu obligacji państw strefy euro. Trudno zakładać, że potencjał jego wpływu na rynki finansowe już się całkowicie wyczerpał. Można przypuszczać, że jesteśmy w fazie korekty pierwszej fali hossy z nim związanej. Nawet jeśli sam impuls monetarny nie byłby tak spektakularny, jak miało to miejsce w Stanach Zjednoczonych i Japonii, można się spodziewać wyraźniejszych oznak ożywienia tempa wzrostu gospodarki strefy euro, co również przemawiałoby za poprawą koniunktury na rynkach.
Koncentrując się na rodzimych czynnikach, wciąż czekamy na pojawienie się pozytywnego oddziaływania na warszawski parkiet ze strony nabierającej coraz większej dynamiki gospodarki oraz rekordowo niskich stóp procentowych. Dyskontowanie ich wpływu było dotąd widoczne jedynie w przypadku wskaźników małych i średnich firm, ale także, choć w nieco mniejszej skali, odczuwalne na szerokim rynku. WIG20 ma swoje obciążenia, które utrudniają mu rozwinięcie skrzydeł. Oprócz jego struktury branżowej nie sposób nie wspomnieć o dominacji spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa, a więc podatnych na decyzje polityczne.