Teraz wszystko zależy od zysków spółek

Skończy się na jednorazowym krachu jak w 2011 r.? A może nadejdzie bessa jak w II poł. 2008 r.? To zależy od tego, czy zyski spółek w USA i na innych rynkach rozwiniętych obronią trend wzrostowy – wynika z naszej analizy.

Aktualizacja: 06.02.2017 20:00 Publikacja: 30.08.2015 15:38

Tomasz Hońdo, starszy analityk, Quercus TFI

Tomasz Hońdo, starszy analityk, Quercus TFI

Foto: Archiwum

Niemal siedem lat po upadku Lehman Brothers i cztery lata po krachu w 2011 roku wszyscy się zapewne zastanawiają, czy najnowsze tąpnięcie to pierwszy akt dramatu na wzór tego pierwszego przypadku czy raczej jednorazowa mocna korekta na wzór tego drugiego.

W ciągu tych kilku dramatycznych dni analizowaliśmy rozmaite zjawiska rozgrywające się na rynkach i w ich otoczeniu. Trudno byłoby zmieścić wszystkie te rozważania w jednym artykule. Wspomnijmy tu tylko pokrótce o kwestiach takich jak dynamika ostatniej przeceny (w ciągu pięciu sesji amerykański S&P 500 spadł o ponad 10 proc. – w przeszłości takie przypadki były stosunkowo rzadkie i świadczyły o tym, że korekta spadkowa w trakcie hossy/fala spadkowa w trakcie bessy jest już bardzo zaawansowana; identyczne wnioski dotyczą GPW) czy też wskaźniki nastrojów (VIX, czyli „indeks strachu", w szczytowym momencie przekroczył pułap 40 pkt i niewiele zabrakło mu do maksimów odnotowanych w trakcie krachu w VIII–IX 2011 r.).

Tąpnięcie a wyceny spółek

Nie będziemy się dogłębnie rozpisywać na temat tego, że podwyższona nerwowość na rynkach prawdopodobnie skłoni Fed do rezygnacji z wrześniowego terminu podwyżki stóp procentowych i poczekania na dane makro, które pokazałyby wpływ chińskiego spowolnienia na gospodarkę USA.

Niniejszą analizę poświęcimy natomiast przede wszystkim tzw. fundamentom: wycenom akcji i zyskom spółek. Także na tym obszarze ostatnie tąpnięcie przyniosło bardzo istotne wydarzenia.

Zacznijmy od tego, że – szczególnie w przypadku modnych w ostatnich latach rynków rozwiniętych takich jak USA czy Niemcy – tąpnięcie poprzedzone było wywindowaniem wskaźników wycen do poziomów najwyższych od lat, nawet o kilkadziesiąt procent wyższych od np. dziesięcioletnich średnich.

Przykładowo wskaźnik ceny względem prognozowanych zysków spółek (P/E) dla niemieckiego DAX z poziomów o jakieś 35 proc. (!) wyższych od dziesięcioletniej średniej (takie odnotowaliśmy w połowie kwietnia) zanurkował w dołku paniki do pułapu kilka procent niższego od tej średniej (czyli w okolice 11x).

Ta obserwacja ma dość uniwersalny charakter i dotyczy także innych rynków. Różni się jedynie stopień, w jakim wyceny zostały sprowadzone do historycznej średniej. Przykładowo na Wall Street w najniższym punkcie wyprzedaży wskaźnik P/E był ciągle ok. 5 proc. powyżej dziesięcioletniej średniej, ale trzeba przyznać, że wcześniej (w lutym) przekraczał ją aż o 24 proc.

Szacujemy, że do zrównania z wieloletnią średnią doszło również na rynkach wschodzących. Nawet w Chinach, które są przedmiotem największych obaw, wskaźnik P/E powrócił do poziomów z jesieni ub.r., czyli sprzed napompowania niedawnej bańki spekulacyjnej – to kolejna ważna wiadomość.

To uniwersalne zjawisko objęło również warszawski parkiet. Według wstępnych szacunków wskaźnik P/E dla WIG czy też spokrewnionego z nim MSCI Poland zjechał niemal idealnie w okolicę dziesięcioletniej średniej (niespełna 12x).

To pokazuje, że tąpnięcie spełniło bardzo ważną funkcję: zlikwidowało niebezpieczną „nadwyżkę" w wycenach akcji i sprowadziło je w pobliże historycznej normy. To bez wątpienia dobra wiadomość.

Spróbujmy na to spojrzeć przez pryzmat rozsądnego, długoterminowego podejścia do inwestowania, czyli nie tyle zgadywania, „czy spadnie/czy wzrośnie", lecz utrzymywania zrównoważonego portfela, w którym akcje stanowią mniejszy lub większy udział w zależności od oceny ich atrakcyjności.

Jeśli w ramach takiego podejścia ktoś ze względu właśnie na poziom wycen miał wcześniej niedoważenie w akcjach w portfelu inwestycyjnym, to teraz, idąc tym tropem, mógłby spokojnie przywrócić „neutralną" wagę akcji – to chyba główny wniosek płynący z ostatnich wydarzeń.

Utrzymując ten tok rozumowania, trzeba jednak przyznać, że na agresywne przeważenie walorów (czyli zwiększenie ich udziału w portfelu do poziomu ponadprzeciętnego) może być jeszcze za wcześnie. Możliwe przecież, że wyceny z obecnych poziomów, bliskich wieloletnim średnim, zejdą jeszcze wyraźnie niżej. Tak się przecież działo w momentach kryzysowych – nie tylko na przełomie lat 2008/2009, ale też w trakcie bliższego nam czasowo krachu z II poł. 2011 r. Dopiero tam pojawiały się historyczne okazje do wyjątkowo tanich zakupów akcji (niestety, nie sposób wiarygodnie odpowiedzieć na pytanie, czy taki scenariusz zrealizuje się już w bliskiej przyszłości czy dopiero w następnych latach).

Ważne trendy w prognozowanych zyskach

Aby uzupełnić obraz sytuacji, należy wspomnieć jeszcze o jednej kwestii – trendach w zyskach spółek. W przypadku omawianych wcześniej wskaźników P/E zmieniać się może przecież nie tylko licznik (czyli ceny akcji), ale też mianownik (czyli poziom zysków prognozowanych przez ogół analityków).

Cechą charakterystyczną obecnej sytuacji jest opisywany przez nas kilkakrotnie dysonans: o ile na rynkach rozwiniętych zyski pozostają w trendzie wzrostowym, o tyle na rynkach wschodzących od czterech lat panuje tendencja spadkowa.

Z dzisiejszej perspektywy już po ostatnim tąpnięciu widać, że owa tendencja spadkowa była jednym z kluczowych sygnałów ostrzegawczych przed negatywnym scenariuszem rozwoju wydarzeń. Dlatego warto z dużą uwagę przyglądać się trendom w prognozowanych zyskach.

Teraz punkt ciężkości przesuwa się na rynki rozwinięte. Ostatnie dwie wielkie bessy (2007–2008, 2000–2001) miały to do siebie, że spadały zarówno wskaźniki P/E, jak i prognozowane zyski. Jeśli zatem gospodarki nie ugną się pod presją, a spółki zdołają obronić trend wzrostowy zysków, to będzie to koronny argument za tym, że na bessę z prawdziwego jeszcze nie pora. Taki właśnie optymistyczny scenariusz rozegrał się zarówno w roku 2011, jak i w trakcie rekordowego krachu jesienią 1987 r. (wówczas zyski nie przestały rosnąć ani na chwilę). Jak pokazuje wykres, różnica między jednorazowym krachem a dramatyczną bessą sprowadza się do tego, czy prognozy są stabilne, czy też lecą na łeb, na szyję.

Na obecnym etapie nie widać na razie przesłanek dla tego, by zarobki firm w USA miały nagle ulec gwałtownemu załamaniu. W ostatnim czasie prognozy powracały do trendu wzrostowego po przejściowej korekcie związanej z niskimi cenami ropy uderzającymi w sektor naftowy. Rozmiary dekoniunktury w Chinach są niepewne ze względu na nieufność względem oficjalnych danych. Będziemy jednak bacznie obserwować trendy w wynikach – kolejne tygodnie powinny rozjaśnić sytuację.

Reasumując, mamy za sobą solidne tąpnięcie na rynkach akcji. Dobra wiadomość jest taka, że wyceny mierzone wskaźnikami P/E solidarnie powróciły w okolicę wieloletnich średnich – nie jest już tak drogo. Rynki mają szansę się wybronić, o ile nie dojdzie do jakiegoś szoku ekonomicznego (na miarę upadku Lehman Brothers), który popchnąłby wskaźniki P/E głęboko poniżej historycznych średnich i który doprowadziłby do załamania prognoz zysków spółek.

Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy