Dość szybko nadszedł czas, by zweryfikować niemal powszechną do niedawna opinię, że w tym roku najlepiej dadzą zarobić giełdy najbardziej dojrzałe, a w szczególności główne parkiety europejskie.
Co niepokoi Europę i Stany Zjednoczone
O ile do końca ubiegłego roku w przypadku DAX i CAC40 można było mówić jedynie o 10–12-proc. korekcie, to po kolejnych sześciu tygodniach przekształciła się ona w „pełnowymiarową" bessę. Trudno inaczej określić stan, w którym indeks w Paryżu traci 26 proc., spadki we Frankfurcie sięgają 30 proc., a linie trendu, poziomy wsparcia i długoterminowe średnie jednogłośnie wysyłają sygnały sprzedaży. Sytuacja na Wall Street wygląda jedynie nieznacznie lepiej, a jak tak dalej pójdzie, to i tamtejsze indeksy doszlusują do europejskich.
Najbardziej interesujące jest to, że przez tych pierwszych sześć tygodni 2016 r., w ciągu których doszło do tak drastycznego pogorszenia się obrazu głównych rynków, nie pojawiły się żadne dramatyczne okoliczności, które nie byłyby znane wcześniej. Ich lista jedynie nieznacznie się wydłużyła, a skala negatywnych tendencji trochę się powiększyła. Kłopoty niemieckich koncernów motoryzacyjnych nie są żadną nowością, nawet jeśli do problemów ze składem spalin doszedł spadek popytu z Chin. Akcje Deutsche Banku i Commerzbanku oraz koncernów energetycznych od dawna okupują niechlubne pozycje liderów przeceny. Przygasły nieco obawy związane z kryzysem imigracyjnym i klęską umowy z Schengen, gospodarka Niemiec i strefy euro powoli, ale jednak, zwiększa tempo wzrostu, EBC robi co może i zapowiada, że zrobi jeszcze więcej. Zwiększyło się napięcie w sprawie negocjacji warunków pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, powróciły obawy dotyczące Grecji.
Trochę bardziej pogorszył się i skomplikował obraz sytuacji w Stanach Zjednoczonych. Coraz mocniej straszą konsekwencje taniejącej ropy naftowej. Niemal wszystkie opublikowane w tym roku parametry makroekonomiczne sygnalizują osłabienie kondycji gospodarki, poczynając od wskaźników wyprzedzających, w szczególności ISM dla przemysłu i w nieco mniejszym stopniu dla sektora usług, przez produkcję przemysłową, sprzedaż detaliczną, zamówienia przemysłu oraz na dobra trwałego użytku, dochody i wydatki, po dynamikę PKB, sięgającą w IV kwartale ubiegłego roku zaledwie 0,7 proc. Na jednym z niewielu jasnych obszarów, czyli sytuacji na rynku pracy, także pojawiły się ostatnio rysy w postaci mocnego osłabienia tempa przyrostu miejsc pracy. Chwalony niedawno za sprawne przeprowadzenie akcji „pierwsza podwyżka stóp" Fed znalazł się obecnie w trudnej sytuacji, gdyż cokolwiek zrobi, może negatywnie wpłynąć na sytuację na rynkach. Kontynuacja zaostrzania wydaje się wykluczona, bo przypomina o ryzyku tego typu posunięć z przeszłości i nie ma uzasadnienia w kondycji gospodarki. Wycofanie się z rozpoczętego w grudniu 2015 r. cyklu spowoduje nasilenie obaw. Konsekwencje tego dylematu są widoczne na Wall Street od kilku dni, a widok ten nie jest przyjemny dla posiadaczy akcji.
Jen, frank i złoto, czyli uciec jak najdalej
W tej sytuacji trudno się dziwić, że inwestorzy coraz bardziej nerwowo rozglądają się za bezpieczną lokatą dla swoich kapitałów. Narastający od kilku tygodni pęd do posiadania obligacji zaczyna przypominać czasy największego nasilenia paniki po globalnym kryzysie finansowym. Rentowność papierów niemieckich, japońskich i szwajcarskich wskazuje na najwyższy stopień determinacji inwestorów. Ścisk na rynku papierów dłużnych jest już tak duży, że uwaga zaczęła się koncentrować na walutach. Tu jednak wybór jest mocno ograniczony. Dolar i euro chwilowo są uznawane za zupełnie nieatrakcyjne. W desperacji kapitał zwraca się do franka, podminowanego ryzykiem interwencji szwajcarskiego banku centralnego, oraz jena, który mimo zniechęcającego przejścia stopy depozytowej na ujemną stronę mocy stał się jedną z najmocniejszych w ostatnim czasie walut. Indeks obrazujący jego siłę wobec koszyka głównych walut wzrósł od połowy listopada ubiegłego roku o 13 proc., z czego aż 8 proc. tego ruchu miało miejsce w lutym, czyli w ciągu ostatnich dziesięciu dni. Istnieją obawy, że skonsternowany takim rozwojem sytuacji Bank of Japan przystąpi do przeciwdziałania, czyli interwencji na rynku walutowym. Może na to wskazywać czwartkowe gwałtowne cofnięcie się w ciągu dnia Yen Index z ponad 270 do 266 punktów. To i tak poziom najwyższy od maja 2014 r.