Dynamiczne zwyżki indeksów na większości giełd oddaliły zagrożenie pogłębieniem przeceny, jednak trudno jeszcze mówić o jego definitywnym zażegnaniu. Pytania o kondycję globalnej gospodarki wciąż pozostają aktualne. Wszystko w rękach banków centralnych.
To tylko odreagowanie
Choć na światowych giełdach ostatnie dni stały pod znakiem zdecydowanych zwyżek, nie mają one solidnych podstaw, poza chęcią odreagowania przeceny. We Frankfurcie najmocniej w górę szły akcje banków i koncernów motoryzacyjnych. W Londynie głównie spółki surowcowe, w Nowym Jorku stawka liderów była bardziej zróżnicowana. Sytuacja głównych indeksów jest jednak podobna. DAX zatrzymał się w miniony czwartek pod poziomem 9500 pkt, ale optymizm mógłby się pojawić dopiero jakieś 500 pkt wyżej. S&P500 sforsował 1900 pkt, jednak byki dalszych szans mogłyby upatrywać po przekroczeniu 1950 pkt. Nikkei, po poniedziałkowym skoku o ponad 7 proc., z trudem trzyma się powyżej 16 000 pkt, a zapał do kontynuacji rajdu zdecydowanie się zmniejszył. W Szanghaju marzenia o powrocie w okolice 3000 pkt wciąż są dość odległe od realizacji. MSCI Emerging Markets walczy o utrzymanie się w pobliżu szczytu z końca stycznia, ale w czwartek widać było spadek popytu na ryzyko, czego dowodziła sięgająca niemal 2 proc. zwyżka notowań złota i dynamiczny wzrost cen obligacji skarbowych.
Pesymizm w kwestii trwałości ostatnich zwyżek na rynkach akcji i surowców deklaruje większość znanych ośrodków analitycznych, a powodów do optymizmu nie dają ani dane makroekonomiczne, ani prognozy dotyczące globalnej gospodarki. OECD w czwartkowym raporcie nie tylko obniżył znacząco oczekiwania wobec dynamiki PKB Niemiec i Stanów Zjednoczonych na obecny i przyszły rok, ale podkreślił, że dla poprawy koniunktury konieczna jest koordynacja polityki pieniężnej i gospodarczej. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że cały ciężar odpowiedzialności wciąż spoczywa na tej pierwszej. Bank Japonii, Ludowy Bank Chin i Europejski Bank Centralny robią co mogą, a Fed to, co musi, ustępując pod presją sytuacji na rynkach finansowych. Arsenał banków centralnych jest już jednak na wyczerpaniu i tylko patrzeć, jak ujemne stopy procentowe staną się powszechnym standardem. O reformach strukturalnych słychać tylko w Chinach i w Polsce. Na efekty trzeba będzie jednak poczekać, a nikt inny nie kwapi się, by podążyć tym tropem.
WIG20 między bankami a energetyką
Po kilkudniowych nieśmiałych przymiarkach do sforsowania przez indeks naszych największych spółek poziomu 1800 pkt miniona środa przyniosła wreszcie zdecydowany atak byków. Sięgająca 3,6 proc. zwyżka to najbardziej spektakularny ruch od niepamiętnych czasów. Jego znaczenie może być tym większe, że towarzyszył mu znaczący wzrost obrotów. Na nerwowym rynku do tego typu sygnałów należy jednak podchodzić z dużą ostrożnością. W ostatnich miesiącach trzykrotnie mieliśmy do czynienia ze zwiększoną aktywnością inwestorów, ale jej konsekwencje były krótkotrwałe i nie przyniosły przełomu.
Obawy, że podobnie może być i tym razem, pojawiły się już dzień później. WIG20 kontynuował zwyżkę tylko do połowy sesji, po czym ruszył w przeciwnym kierunku, z trudem unikając zejścia pod kreskę. Można się spodziewać, że okolice 1900 pkt będą kolejną trudną do pokonania barierą, a nastroje zarówno w Warszawie, jak i na głównych giełdach są na tyle chwiejne, że nie ma pewności, czy w najbliższym czasie będzie okazja, by się z tym poziomem zmierzyć. Tym bardziej że od 20 stycznia indeks zyskał już ponad 10 proc., co może skłaniać część inwestorów do realizacji zysków.