Bajka trwa

Jeszcze w ostatnich eliminacjach do mistrzostw świata przegrali sześć z ośmiu meczów. Teraz są w najlepszej szesnastce Europy. I chcą więcej.

Publikacja: 24.06.2016 16:51

Piotr Wesołowicz

Piotr Wesołowicz

Foto: Archiwum

– Co za dzień! Jeśli ktoś przed turniejem powiedziałby, że wyjdziemy z grupy, wziąłbym go za wariata. To jak bajka, ale zamierzamy pisać ją dalej. Nie chcemy jeszcze wracać do domu – powiedział po wygranym 2:1 meczu z Austrią pomocnik Gylfi Sigurdsson. Sukces reprezentacji, która w debiucie na międzynarodowym turnieju zapewniła sobie awans do 1/8 finału Euro, zajmuje Islandczyków nawet bardziej niż sobotnie wybory prezydenckie. Dziś bohaterami narodowymi są piłkarze.

To nie był piękny mecz, ale kto by się o to troszczył. W środę przez niemal 90 minut na stadionie w podparyskim Saint-Denis przeważali Austriacy, częściej byli przy piłce, mieli więcej okazji do strzelenia gola. Islandczycy desperacko się bronili, blokowali strzały rywali. Mieli też furę szczęścia, bo rywale zmarnowali rzut karny, dwukrotnie nie trafiali do pustej bramki. Jakby ktoś u góry się uparł, że los ma sprzyjać piłkarzom Larsa Lagerbacka, że to im należy się wygrana. W ostatnich sekundach doliczonego czasu gry Islandczycy zadali zabójczy cios – zdobyli bramkę na wagę zwycięstwa. Przez pół boiska z piłką przy nodze pognał Elmar Bjarnason,  w polu karnym podał do Arnora Traustasona, a ten wbił futbolówkę do siatki. Jednym kopnięciem wypchnął Austrię na dno grupy, a Portugalię z wielkim Cristiano Ronaldo na trzecie miejsce – za Węgry i Islandię. Kto by przypuszczał, że największe emocje fazy grupowej wzbudzą te dwa zespoły?

– Straciłem głos, ale to nieważne. Nigdy nie czułem się tak wspaniale! – ekstatyczne okrzyki komentatora islandzkiej telewizji usłyszało chyba pół Europy, a trybuny opanowało szaleństwo. – Znałem połowę kibiców z naszej trybuny. A przynajmniej kojarzyłem z twarzy – powiedział obrońca Kari Arnason. Do Francji na turniej wyleciał co dziesiąty mieszkaniec Islandii, najmniejszego kraju, który kiedykolwiek wziął udział w imprezie tej rangi. W kraju w czasie meczu zamarły ulice, sklepy i biura. Pozamykano je, by nikt nie ominął narodowego święta. W Rejkiaviku na głównym placu utworzono strefę kibica, w której zmieścić się mógł każdy mieszkaniec stolicy. – Populacja stolicy to 120 tysięcy, odejmując tych, którzy wyjechali do Francji, małe dzieci i chorych, to w strefie kibica obecni mogą być wszyscy – mówili organizatorzy.

W 1/8 finału Islandczycy zmierzą się z jednym z faworytów turnieju, reprezentacją Anglii. Gdyby z Austrią zremisowali, trafiliby do słabszej drabinki. Ale nie kalkulowali. Bo czy można kontrolować wydarzenia we śnie? – Dla mnie to jest jak sen i spełnienie marzeń – stwierdził Jon Dadi Bodvarsson, który strzelił gola w środowym starciu. – Anglia to zespół, któremu kibicowałem, będąc dzieckiem, oglądałem ich mecze na mistrzostwach świata. Zagrać w Premier League to marzenie wielu piłkarzy z Islandii. To będzie fantastyczne zagrać przeciwko nim – dodał.

Spotkanie Islandii z Anglią zostanie rozegrane w poniedziałek o godzinie 21 w Nicei.

Parkiet PLUS
Marek Piechocki, prezes LPP: Nie pozwę ich za raport o Rosji. Na razie
Parkiet PLUS
Analitycy widzą przestrzeń do zwyżek notowań firm z indeksu WIG20
Parkiet PLUS
Dobra koniunktura podbiła płace prezesów
Parkiet PLUS
Najdroższe akcje. Warto je mieć?
Parkiet PLUS
Mimo rekordów WIG-u coraz mniej spółek uczestniczy w hossie na GPW
Parkiet PLUS
Czy chińska nadwyżka jest groźna dla świata?