Wielokrotnie w naszych analizach zwracaliśmy uwagę, że rodzimy WIG20 jest silnie skorelowany z indeksem rynków wschodzących MSCI Emerging Markets. Pojawia się jednak kolejne pytanie: czy jest szansa, by Polska wreszcie awansowała z grona tych rynków (postrzeganych z natury jako bardziej ryzykowne) do elitarnej grupy krajów rozwiniętych (developed markets)? Okazja do tych rozmyślań jest o tyle dobra, że w czerwcu firma MSCI będzie przeprowadzała coroczny przegląd swej klasyfikacji rynków. Oczywiście przeniesienie Polski do rynkowej pierwszej ligi nie musiałoby automatycznie oznaczać zmiany sposobu postrzegania przez inwestorów zagranicznych, ale musiałoby wywołać przetasowania w portfelach funduszy indeksowych.
Czy awans jest możliwy?
Na razie pozycja naszego kraju nie jest szczególnie okazała. Nie dość że jesteśmy wrzucani do jednego worka z rynkami wschodzącymi, to nawet w indeksach obejmujących te kraje stanowimy mało zauważalną cząstkę (1,3–1,6 proc.).
Polska niewystarczająco bogata, by awansować do pierwszej ligi
Czy awans do renomowanego grona rynków rozwiniętych jest możliwy? Już na wstępie trzeba zastrzec, że nie ma jednolitej globalnej definicji rynku rozwiniętego oraz jednolitych kryteriów pozwalających zaliczyć dany kraj do tego elitarnego grona. Z inwestycyjnego punktu widzenia ważne są dwie konkurencyjne klasyfikacje: firm MSCI oraz FTSE.
Dobra wiadomość dla Polski jest taka, że w przypadku FTSE do elitarnego grona jest nam już bardzo blisko. Po ostatniej, wrześniowej rewizji firma ta zapowiedziała, że do rozwiązania pozostają już tylko drobne kwestie organizacyjno-podatkowe, a w tym roku nasz kraj może awansować do grupy rynków rozwiniętych (developed). Inna sprawa, że na liście obserwacyjnej uprawniającej teoretycznie do awansu jesteśmy już od kilku lat.